Choć tak naprawdę, to reprezentacja pomachała piłkarzowi na do widzenia już kilka miesięcy temu, po mistrzostwach świata w Rosji. Od lat zawodnik niewiele w niej znaczył, choć im rzadziej grał, tym częściej się o nim mówiło. Kibice zapamiętają go na pewno z meczu z Irlandią w Dublinie. To był marzec 2015 roku.
W spotkaniu eliminacji mistrzostw Europy we Francji pewnie by w ogóle nie zagrał, ale Kamil Grosicki i Jakub Błaszczykowski nie byli jeszcze zdrowi po kontuzjach. Peszko wrócił do kadry po prawie roku przerwy i Adam Nawałka wystawił go w pierwszym składzie. Przebojową akcją i mocnym strzałem z lewej nogi strzelił gola na 1:0, który dał nam remis (1:1). Rozegrał wtedy jeden z najlepszych meczów w reprezentacji. A ten w Dublinie był jednym z kluczowych - z Irlandią do ostatniej kolejki walczyliśmy o awans na Euro.
- Sławek lubił wracać do tego gola. Często pokazywał, jak to wtedy zrobił. Że złamał akcję do środka, ograł rywala, i strzelił z narożnika pola karnego. Później twierdził, że to był strzał zza szesnastki. A bramkę zdobył przecież z kilku metrów, z okolic pola bramkowego. Z Kubą Wawrzyniakiem i Arielem Borysiukiem nie mogliśmy opanować śmiechu, jak za każdym razem upierał się, że ma racje - wspomina Sebastian Mila, który grał z Peszką w reprezentacji i Lechii Gdańsk.
Najdroższy kurs w życiu
Peszko zadebiutował w kadrze w listopadzie 2008 roku. Rozegrał 44 mecze, strzelił dwa gole, przeszedł do historii awansując z reprezentacją do ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji i wystąpił w mistrzostwach świata w Rosji. U Nawałki był rezerwowym, a na boisko wchodził głownie po to, by wykonać czarną robotę: przerwać akcję przeciwnika czy "zabezpieczyć tyły". Regularnie grał u Franciszka Smudy przed mistrzostwami Europy, które Polska współorganizowała z Ukrainą. Smuda znał go z Lecha Poznań, ufał i widział w nim ważnego gracza na Euro 2012. Ale Peszko w turnieju nie zagrał.
Selekcjoner wyrzucił go z drużyny, bo piłkarz trafił do izby wytrzeźwień. - Zawiódł mnie. Znał mnie dobrze i wiedział, że alkoholizmu nie toleruję. To fajny chłopak jest, potrafi sypnąć żartem, ma szybki, cięty język. Jak ja, dlatego go lubiłem. Wziąłem go do Lecha Poznań, bo widziałem w nim talent. W kadrze też grał dobrze, ale mam swoje zasady. Może i ze mnie kawał skur...a, ale myślę, że ta lekcja dużo mu dała, że zapamięta ją do końca życia. Pewnie uważa, że zrobiłem mu krzywdę - wspomina Smuda.
Piłkarz razem z Marcinem Wasilewskim wracał wtedy taksówką z imprezy. Peszko był pod wpływem alkoholu, zaczął kłócić się z taksówkarzem zarzucając mu, że źle jedzie. Kierowca się zdenerwował, postraszył go policją, a piłkarz wybiegł z pojazdu nie płacąc za kurs. Ale taksówkarzowi nie uciekł.
Stało się to na kilka miesięcy przed mistrzostwami Europy. Smuda nie miał sentymentów, zresztą to nie był pierwszy raz, kiedy Peszko podpadł w ten sposób. W 2010 roku Smuda z tych samych powodów, za spożywanie alkoholu po meczu z Australią, usunął go z reprezentacji na osiem miesięcy.
Łatkę piłkarza, "który ma problem z alkoholem" ma przybitą gwoździem do czoła. Opinia, że Peszko "lubi wypić" w środowisku stała się czymś oczywistym. Żartują z tego nawet osoby spoza branży sportowej. Po ostatnim Sylwestrze w jednej z największych rozgłośni radiowych w Polsce prowadzący audycję śmiali się, że Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny muszą wziąć dodatkowy tydzień wolnego żeby odpocząć po imprezie z zawodnikiem Lechii Gdańsk. Piłkarze i ich żony wyjechali wtedy przywitać nowy rok w Dubaju.
Smuda i Mila zdążyli dobrze poznać Peszkę. Widzą to inaczej. - Słucham tego wszystkiego i nie chce mi się wierzyć. Dlaczego? Bo go dobrze znam. Polska liga z roku na rok jest bardziej wymagająca fizycznie, nie da się pić i grać, jak kiedyś - mówi Smuda. Mila też broni wizerunku zawodnika. Z Peszką mieszkał na jednym osiedlu w Gdańsku. Spędzał z nim dużo czasu. - Trochę dorzucił do pieca w swoim życiu, ale słyszy się o nim wiele kłamstw. Na niego zawsze można liczyć. Pamiętam jak rozkręcał zabawę na Halloween. Zbierał dzieciaki z podwórka, przebierał się za ducha i biegał z nimi od mieszkania do mieszkania strasząc sąsiadów - mówi Mila. - Nigdy nie udaje, potrafi rozładować stresującą sytuację jednym żartem. Uwielbiałem spędzać z nim czas - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Zgrupowanie Legii bez Arkadiusza Malarza. "Można było rozstać się w inny sposób"
Ratował go Podolski
W rozdaniu Nawałki Peszko był "żołnierzem" i graczem od zadań specjalnych. Choć kibice mieli do byłego trenera pretensje, że pomocnik jest w reprezentacji ze względu na przyjaźń z Robertem Lewandowskim.
Trudno jednak zrozumieć, do czego był selekcjonerowi potrzebny. Za jego kadencji zagrał w ważnych meczach tylko dwa razy od początku (w el. Euro 2016). W kwalifikacjach do MŚ 2018 wystąpił trzy razy: wchodząc na ostatnią minutę. Rezerwowym był na Euro i mundialu. W Rosji pojawił się na boisku tylko na 10 minut - w meczu o nic z Japonią. Kibice nazywali go "gościem od atmosfery".
- Fakt: nie był pierwszym wyborem, kibice zaczęli kwestionować jego przydatność, więcej mówiło się o tym, co robi poza boiskiem, ale trzeba mu oddać, że prezentował jakiś poziom - uważa Michał Żewłakow. - Po powrocie do ekstraklasy wyróżniał się w Lechii. Na pewno nie zgodzę się, że był w kadrze dla atmosfery. Nie kalkulował: bez względu na to czy wyszedłby na mecz w Morągu czy w Madrycie, i tak zawsze pokazałby maksymalne zaangażowanie. Wprowadzał też dużo humoru na treningu, a to ważne przy stresie, jaki jest w piłce. Ja lubiłem z nim pracować. Była i jakość i uśmiech. Zresztą ja też nie byłem idealnym profesjonalistą, coś nas łączyło, dogadywaliśmy się - uśmiecha się były kapitan reprezentacji.
Peszki trudno nie lubić. Uśmiechnięty, z dobrym żartem. Prezydenta Andrzeja Dudę kompletnie rozbawił pytaniem, czy ten przewiduje dla piłkarzy "500+" za awans na Euro 2016.
Kiedy skreślił go Smuda, wstawił się za nim Lukas Podolski. Urodzony w Gliwicach reprezentant Niemiec dzwonił do byłego selekcjonera. Zawodnicy się przyjaźnili, grali razem w FC Koeln. - Mówiłem mu: Łukasz, ugnę się raz, to mogę pakować torbę i spie...ć. Namawiał mnie, żebym Sławkowi darował. Ale go na Euro nie powołałem - wspomina Smuda.
Od miesięcy w rezerwach
Peszko powiedział później, że właśnie tego żałuje w swojej karierze najbardziej.
Trenerowi szkoda zawodnika z innego powodu. - Graliśmy z Niemcami w Gdańsku. Było 2:2, bo pewien piłkarz się poślizgnął (Jakub Wawrzyniak - dop. red.). Sławek chyba ze trzy sam na sam zmarnował. Chciał się Niemcom pokazać, grał wtedy w Kolonii. Strasznie mu nie szło. Bardziej mi go było szkoda wtedy niż w dniu kiedy mocno popił - wzdycha Smuda.
Peszko poważną piłkę od kilku miesięcy ogląda z boku. W lipcu ubiegłego roku Komisja Ligi zdyskwalifikowała go na trzy miesiące za faul na Arvydasie Novikovasie w meczu Lechii z Jagiellonią w pierwszej kolejce Ekstraklasy. Później Piotr Stokowiec przesunął go do drugiej drużyny za niesubordynacje: zawodnik wdał się w pyskówkę z jednym z asystentów szkoleniowca. Lechia jest liderem tabeli, Stokowiec nie chce go już w zespole, dlatego zawodni trenuje z IV-ligowymi rezerwami. Ale za reprezentacją będzie tęsknić najbardziej. Jak Mila.
- Najpierw brakuje hymnu, koszulki z orzełkiem, adrenaliny. Później człowiek chciałby się z tą kadrą chociaż przejechać autokarem z hotelu na stadion. Jeszcze raz zobaczyć przez szybę kibiców, którzy idą na mecz. To uzależnia. Ja się ratuję tym, że jestem blisko reprezentacji od tej drugiej strony, jako ekspert telewizyjny. Czego też Sławkowi życzę - kończy były kadrowicz.