- Powiedzieli nam, żebyśmy szybko opuścili miasto. Nie zdążyłem wziąć nawet rzeczy z domu. Zabraliśmy tylko dwa auta. Moje koszule wciąż wiszą w szafie - relacjonuje wydarzenia z maja 2014 roku Darijo Srna, były zawodnik i kapitan Szachtara Donieck. Cały klub musiał się ewakuować, bo stolicę Donbasu opanowały "zielone ludziki". - Byłem jedynym, który wierzył, że to szybko się skończy. Powiedziałem wszystkim, że wrócimy w ciągu sześciu miesięcy - dodaje.
"Zielone ludziki" to wspierani przez Rosję separatyści, przeciwnicy proeuropejskiego Euromajdanu i zwolennicy poprzedniego prezydenta Wiktora Janukowycza. Wcześniej on i jego otoczenie ograbili państwo do granic. Kiedy w lutym 2014 roku Janukowycz odłożył podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską lud stracił resztki cierpliwości i wyszedł na ulice. A na wschodzie kraju pojawili się agresywni przybysze.
Po rekord
W maju 2014 roku Szachtar pewnie zmierzał po piąte z rzędu mistrzostwo Ukrainy. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek klub musiał ewakuować się z Doniecka. Wjechały czołgi, po ulicach zaczęli chodzić ludzie z bronią. Wcześniej miasto opierające się na wydobyciu węgla i przemyśle ciężkim śniło o coraz większej potędze. A w pewnych kwestiach już świeciło przykładem: Donieck został wyróżniony przez UNESCO jako najczystsze miasto przemysłowe świata. - Było pełno restauracji, parków, dobrych szkół - wspomina Srna. - To było miasto przyszłości. Powiedziałem, że jak wrócimy, to klęknę i pocałuję ulicę. Teraz pocałuję każdą drogę. Każdy chce, by wszystko dobrze się skończyło - mówił 2,5 roku temu. Kiedy w czerwcu skończyło się jego sześciomiesięczne zawieszenie za stosowanie niedozwolonych środków, dołączył do Cagliari.
Teraz już z Włoch może patrzeć, jak radzi sobie jego była drużyna. Pomarańczowo-Czarnych prowadzi teraz Paulo Fonseca. Portugalczyk stoi przed ogromną szansą, by przejść do historii. Po pięciu meczach w Lidze Mistrzów, Szachtar jest na trzecim miejscu w grupie F. Mistrzowie Ukrainy tracą dwa punkty do drugiej pozycji, z której mogą awansować do fazy pucharowej. Obecnie zajmuje ją Olympique Lyon, z którym Szachtar zmierzy się właśnie w środę. Dzięki wygranej po raz drugi z rzędu zagra w 1/8 finału LM. A taka sytuacja zdarzyłaby się po raz pierwszy w historii klubu. - To paradoks, bo zdawało się, że klub z Doniecka miał najmniej szans dla takiego sukcesu - mówi Andre Petit, ukraiński dziennikarz.
Wojna latem 2014 roku spłoszyła sześciu piłkarzy. Douglas Costa, Fred, Dentinho, Alex Teixiera, Ismaily i Facundo Ferreyra wykorzystali moment i nie wrócili do Kijowa po sparingu z Olympique Lyon w lipcu. Dopiero po namowach i grożeniu paragrafami udało się ściągnąć ich z powrotem do klubu. Dwójka z nich wciąż gra dla Szachtara. Władze klubu tłumaczyły, że do chwilowej dezercji skłonili ich menadżerowie.
Drużyna ze szklanego ekranu
Dzisiaj piłkarze Szachtara grają dla dużo mniejszej widowni. Donbas Arena, która przedtem regularnie gościła ponad 30 tysięcy kibiców, została ostrzelana przez separatystów. Kibice nie mają jak dostać się do innych miast, w których Szachtar rozgrywa teraz swoje domowe spotkania. - Większość kibiców, która została w Doniecku może obejrzeć mecz tylko w telewizji. Żeby pokonać 300 kilometrową drogę od Doniecka do Charkowa trzeba mieć specjalną przepustkę i minąć kilka blokad - tłumaczy Petit. A każda blokada oznacza drobiazgową kontrolę. Każda kolejna bramka doprowadza do coraz większej frustracji. - Jednym słowem, podróż nie jest łatwa i od czasu do czasu to dość niebezpieczna sprawa. Na pewno w inny czas można byłoby zorganizować transmisję na ekranach "Donbas Areny", ale od dwóch lat jest zamknięta. Nie wolno też zapominać, że w Doniecku jest godzina policyjna - dodaje.
Środowy mecz Ligi Mistrzów odbędzie się jeszcze dalej od Doniecka. Pomarańczowo-Czarni zagrają w Kijowie, ponad 700 kilometrów od stolicy Donbasu. UEFA sama wskazała to miejsce. Powód: napięta sytuacja polityczna. A przecież Dynamo Kijów jest jednym z największych rywali Szachtara w kraju. - Radykalni kibice raczej będą kibicować Lyonowi - mówi dziennikarz. - Z drugiej strony, w niedzielę prezes Dynama, Ihor Surkis poprosił fanów, aby przyszli na Stadion Olimpijski i wspierali Pomarańczowo-Czarnych. I według ostatniej informacji, Szachtar już sprzedał 31 tys. biletów.
Wszystko dlatego, że teren Charkowa, na którym Szachtar rozgrywa większość swoich domowych meczów od 2014 roku, jest objęty stanem wojennym. W niedzielę 25 listopada Rosjanie ostrzelali i zajęli ukraińskie okręty na Morzu Azowskim. Dzień później prezydent Petro Poroszenko podpisał dekret o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na terenie części kraju obowiązującego przez 30 dni (więcej TUTAJ). - Tak naprawdę życie większości mieszkańców się nie zmieniło - wyjaśnia dziennikarz. - Banki, gazety, szkoły i przedsiębiorstwa pracują w normalnym trybie. Tak samo i z piłką - Szachtar zdążył zagrać w Charkowie ligowy mecz. I to nie jest wyjątkowy przykład dla Premierligi. W ostatni weekend odbyły się ostatnie spotkania w tym roku. Szachtar jest liderem z siedmioma punktami przewagi nad drugim Dynamem Kijów.
Konferencja przed meczem z Olympique Lyon:
Dziennikarz: Czy poza mniejszą liczbą fanów, drużyna ma jakieś trudności wynikające ze stanu wojennego i zmiany miejsca gry? Być może wpłynęło to na plan treningów?
Paulo Fonseca: Nie, wcale. Nie odczuwamy niczego, dzięki Bogu. Z tego co widzę, ludzie żyją tu normalnie. Gdybym nie czytał o tym, że ogłoszono stan wojenny, wcale bym o nim nie wiedział. Nie odczuwaliśmy niebezpieczeństwa w miejscach, które odwiedziliśmy.
Tułaczka
Szachtar balansuje między Kijowem a Charkowem. Chętny, by przygarnąć tułacza był też Lwów, ale nie przypadł do gustu piłkarzom. Dużo bardziej spodobała im się stolica Ukrainy. Bo było co robić i gdzie spędzić wolny czas. Lwów pod tym względem nie rozpieszcza. No i do Kijowa zawodnicy Szachtara zdążyli się już przyzwyczaić. Mieszkali tam już w pierwszych miesiącach po przymusowej przeprowadzce. W hotelu, który zresztą należał do właściciela klubu, Rinata Achmetowa. Doniecka Donbas Arena to był jego klejnot, teraz nie da się na nim rozgrywać spotkań. Inne losy spotkały Donbas Palace, w którego luksusach pławią się teraz separatyści.
Ze stadionem Górnicy zostawili także ogromne centrum treningowe położone niedaleko Doniecka. Dziewięć pełnowymiarowych boisk, osiem z nich z naturalną murawą. International level, jak zwykł mówić pewien ekspert telewizyjny. Bo nawet ten jeden obiekt ze sztuczną murawą był podgrzewany i oświetlany. A żeby stało się zadość, należy przypomnieć, że na Donbas Arenie rozgrywano w 2012 roku mecze mistrzostw Europy. W tym półfinał, w którym Hiszpanie wyeliminowali Portugalczyków w serii rzutów karnych.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Fatalny mecz na szczycie Lotto Ekstraklasy. "Kit zamiast hitu"
(nie) Być jak Karabach
Zespół trenuje na niewielkim stadionie w Kijowie, a stamtąd leci samolotem do Charkowa na domowe mecze. - Oczywiście, że to nie doda siły piłkarzom - mówi Andre Petit. Jednak cała drużyna stara się na to nie patrzeć. Często podkreślają, że fakt podróżowania nawet na mecz "u siebie" nie zmienia ich optyki.
Charków stara się ugościć Pomarańczowo-Czarnych, bo sam jest głodny piłki. Miejscowy Metalist zbankrutował, a Szachtar mimo problemów dalej regularnie gra w europejskich pucharach. To międzynarodowe mecze przyciągają na stadion najwięcej kibiców. Ale i tak trudno wyrównać wyniki frekwencji, jakie bito, gdy Górnicy grali w Doniecku.
Andre Petit: - Po wybuchu wojny na Wschodzie Ukrainy, Szachtar wyszedł ze strefy własnego komfortu i zostawił w Doniecku nowoczesne centrum treningowe i stadion, na którym jeszcze 6 lat temu odbył się półfinał Euro 2012 i miał większość własnych kibiców. Ci ostatni są największą stratą. Łatwy przykład - w 2013 roku średnia frekwencja Donbas Areny to 41 tys. kibiców, a bilety na mecze Ligi Mistrzów były rozchwytane w pierwszych dniach sprzedaży. Obecnie Szachtar gra w Charkowie. To miasto znajduje się 300 km od domu. Dziesiątki tysięcy byłych mieszkańców Doniecka teraz też tam mieszka. Ale zainteresowanie do piłki nożnej pojawia się u nowych i starych obywateli Charkowa tylko kiedy Szachtar gra w Lidze Mistrzów. Na inne mecze przychodzi tylko 2-3 tysiące kibiców.
Tułaczka ekipy Szachtara trwa już piąty rok. W najbliższym czasie nie widać perspektyw na powrót do Doniecka. Ale w Europie mało kogo porusza już ich historia, sukcesy przykrywają te problemy. Zresztą w ubiegłym sezonie do Ligi Mistrzów wszedł klub, który zdążył się przyzwyczaić do gry na innym terenie, Karabach Agdam.
Agdam w 1993 roku został zajęty przez wojska ormiańskie, a potem zniszczony. Karabach przeniósł się więc do Baku, a z Agdam łączy go już jedynie nazwa. W Szachtarze obawiają się, że podzielą los Azerów.
Zaciąg mentalny
Darijo Srna - jak tłumaczy Kamil Rogólski, ekspert piłki ukraińskiej - był elementem mentalnego zaciągu Szachtara. Przyszedł w 2003 roku i odszedł dopiero tego lata. - Działacze sprowadzali zawodników o charakterze liderów. Takich, którzy za klub dadzą się pociąć - wyjaśnia Rogólski dla "TVP Sport". Piłkarze pokroju Srny mieli nadać zespołowi charakter.
- Wierzymy, że wrócimy na Donbas Arenę, ponieważ gdybyśmy tego nie zrobili, to nie ma sensu kontynuować. Jeśli ktoś by mi powiedział, że nie ma szans na powrót, to zamknąłbym klub. Ale my musimy wrócić. Donieck jest naszym domem - mówił Chorwat przed upływem dwóch lat gry poza stolicą Donbasu.