Górnik Zabrze od początku meczu prezentował się lepiej od rywala. To jednak nie wystarczyło do zdobycia trzech punktów. - Oglądaliśmy bardzo ciekawe spotkanie od pierwszej do ostatniej minuty. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Arka gra przed swoją publicznością i dużo też dały zmiany ofensywne trenera Smółki. Liczyliśmy na kontrataki i podania do Igora Angulo i Szymona Żurkowskiego, a także na Jesusa Jimeneza i Daniela Smugę. Mieliśmy swoje sytuacje, chcieliśmy strzelić drugą bramkę, która ułatwiłaby wywiezienie trzech punktów z tego trudnego terenu. Kibice mogą być zadowoleni z emocji, jakie dostarczyło to spotkanie - powiedział Marcin Brosz.
W końcówce Górnik grał w dziesiątkę. Czerwona kartka Adriana Gryszkiewicza nie była jednak w ocenie trenera zabrzan najważniejsza. - Kluczową sytuacją w meczu był moment, kiedy nie strzeliliśmy na 2:0, a nie faul Gryszkiewicza. To jest inny Górnik niż parę miesięcy temu. Tworzymy nowy zespół i potrzebujemy go jeszcze scementować, przez większą liczbę treningów. Stać nas na lepszą grę - dodał.
Z pewnością gdyńscy kibice nie chcieli oglądać takiej Arki, jaka była na boisku przez niemal godzinę. Później jednak wszystko się odmieniło. - Bardzo źle weszliśmy w ten mecz. Graliśmy bojaźliwie i nerwowo. W przerwie powiedziałem, że nie wybaczę, jak nie podejmiemy walki. Przegrywaliśmy w środku pola, było za dużo strat i za mało walki w powietrzu. Nie istnieliśmy w tej części spotkania. Po mocnych słowach w szatni, drużyna się zmieniła i możemy być z niej dumni. Pozostaje nawet niedosyt, bo z tym zaangażowaniem i kreatywnością dało się wygrać. Dostałem wiele SMS-ów od ludzi, którzy oglądali ten mecz. Muszę się przyjrzeć, czy był karny po ręce, bo piłkarze mówią, że ewidentny. Mateusz Młyński sprowokował moją odważną decyzję swoją postawą na treningach - przyznał trener gdynian, Zbigniew Smółka.
Właśnie osoba Mateusza Młyńskiego była na stadionie Arki tematem numer jeden. - Ja obiecałem mu minuty bez względu na wszystko. Swoim zachowaniem potwierdził, że jest to kreatywny, odważny, młody człowiek, który i podczas treningów próbuje zakładać siatkę i walczyć jeden na jeden. Po faulu na nim wstał cały stadion. Gdy wchodził na boisko mówiłem mu, że ma grać odważnie i nie ma nic do stracenia. Cała drużyna wyglądała znacząco lepiej. Nie jest to spowodowane zdjęciem Michała Nalepy, po prostu chodziło o impuls - wyjaśnił Smółka.
ZOBACZ WIDEO: Małgorzata Hołub-Kowalik: Już przed startem czułam, że pobiegniemy świetnie!