Zbigniew Smółka musiał dać impuls. "Powiedziałem że nie wybaczę, jak nie podejmiemy walki"

PAP / Marcin Gadomski / Na zdjęciu: Zbigniew Smółka
PAP / Marcin Gadomski / Na zdjęciu: Zbigniew Smółka

Górnik Zabrze przez niemal całą drugą połowę prowadził z Arką Gdynia. W samej końcówce wyrównał Michał Janota. Zbigniew Smółka po meczu przyznał, że musiał wstrząsnąć drużyną.

Górnik Zabrze od początku meczu prezentował się lepiej od rywala. To jednak nie wystarczyło do zdobycia trzech punktów. - Oglądaliśmy bardzo ciekawe spotkanie od pierwszej do ostatniej minuty. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Arka gra przed swoją publicznością i dużo też dały zmiany ofensywne trenera Smółki. Liczyliśmy na kontrataki i podania do Igora Angulo i Szymona Żurkowskiego, a także na Jesusa Jimeneza i Daniela Smugę. Mieliśmy swoje sytuacje, chcieliśmy strzelić drugą bramkę, która ułatwiłaby wywiezienie trzech punktów z tego trudnego terenu. Kibice mogą być zadowoleni z emocji, jakie dostarczyło to spotkanie - powiedział Marcin Brosz.

W końcówce Górnik grał w dziesiątkę. Czerwona kartka Adriana Gryszkiewicza nie była jednak w ocenie trenera zabrzan najważniejsza. - Kluczową sytuacją w meczu był moment, kiedy nie strzeliliśmy na 2:0, a nie faul Gryszkiewicza. To jest inny Górnik niż parę miesięcy temu. Tworzymy nowy zespół i potrzebujemy go jeszcze scementować, przez większą liczbę treningów. Stać nas na lepszą grę - dodał.

Z pewnością gdyńscy kibice nie chcieli oglądać takiej Arki, jaka była na boisku przez niemal godzinę. Później jednak wszystko się odmieniło. - Bardzo źle weszliśmy w ten mecz. Graliśmy bojaźliwie i nerwowo. W przerwie powiedziałem, że nie wybaczę, jak nie podejmiemy walki. Przegrywaliśmy w środku pola, było za dużo strat i za mało walki w powietrzu. Nie istnieliśmy w tej części spotkania. Po mocnych słowach w szatni, drużyna się zmieniła i możemy być z niej dumni. Pozostaje nawet niedosyt, bo z tym zaangażowaniem i kreatywnością dało się wygrać. Dostałem wiele SMS-ów od ludzi, którzy oglądali ten mecz. Muszę się przyjrzeć, czy był karny po ręce, bo piłkarze mówią, że ewidentny. Mateusz Młyński sprowokował moją odważną decyzję swoją postawą na treningach - przyznał trener gdynian, Zbigniew Smółka.

Właśnie osoba Mateusza Młyńskiego była na stadionie Arki tematem numer jeden. - Ja obiecałem mu minuty bez względu na wszystko. Swoim zachowaniem potwierdził, że jest to kreatywny, odważny, młody człowiek, który i podczas treningów próbuje zakładać siatkę i walczyć jeden na jeden. Po faulu na nim wstał cały stadion. Gdy wchodził na boisko mówiłem mu, że ma grać odważnie i nie ma nic do stracenia. Cała drużyna wyglądała znacząco lepiej. Nie jest to spowodowane zdjęciem Michała Nalepy, po prostu chodziło o impuls - wyjaśnił Smółka.

ZOBACZ WIDEO: Małgorzata Hołub-Kowalik: Już przed startem czułam, że pobiegniemy świetnie!

Komentarze (0)