Jeden głos mniej wystarczył aby zmiana nigdy nie weszła w życie.
Dzień zakończenia rynku stał się przy tym w pełni ruchomy. Tego lata wypada na 9 sierpnia. Powód? Jest to ostatni dzień przed rozpoczęciem sezonu ligowego, a twórcom przepisu chodziło głównie o to aby kluby nie pozyskiwały zawodników po pierwszym gwizdku nowej edycji Premier League. Tym sposobem nie powtórzy się patologiczna sytuacja z ubiegłego lata kiedy to Alex Oxlade-Chamberlain jako piłkarz Arsenalu prezentował się fatalnie w starciu z Liverpoolem (0:4), a parę dni później… dołączył do drużyny z Anfield.
Wplecenie historii o zespole Kanonierów to nie przypadek. Największym orędownikiem zmniejszenia czasu na zakupy był Arsene Wenger, który ironicznie pytał: - Kiedy zaczyna się sezon dla mnie i innych trenerów? W pierwszym meczu, czy po trzecim, czwartym kiedy będę nareszcie pewny kogo mam do dyspozycji, a kogo nie? Gdy w 2011 roku prowadzona przez Francuza drużyna znajdowała się jednak w strefie spadkowej, to sam szkoleniowiec postanowił wyskoczyć na zakupy. Ostatniego dnia sierpnia wydał ze swojej kieszeni ponad 23 miliony funtów. W tym około 6 na Andre Santosa, który spokojnie znajdzie miejsce na liście największych niewypałów transferowych w historii Premier League.
Według obliczeń magazynu "Four Four Two" tego typu Santosów jest zdecydowanie za wiele. Większość zaskoczeń "in minus" angielskiej ekstraklasy zostało zakupionych właśnie pod koniec okienka. Nic w tym dziwnego. Piłka to biznes, która nie znosi emocji. Po serii niekorzystnych wyników w sierpniu, tych negatywnych jest zdecydowanie za dużo. Od tego lata miało być jednak normalnie, nie patologicznie. Jak mówił Jose Mourinho: - Nawet nie jako trener czy osoba z rynku, ale po prostu fan piłki nożnej, jestem szczęśliwy. Nareszcie jestem pewny, że mój zespół do zimy może zagrać w takim samym składzie co pierwszy mecz.
"Banda idiotów"
Najbardziej szczęśliwe miały być jednak klubowe księgowe. Odkąd FIFA utworzyła 16 lat temu odseparowane okienka transferowe, w Anglii na piłkarzy przeznaczono ponad 10 miliardów funtów. Od 2011 roku każde lato przynosiło nowy rekord wydatków, a największy procent tych sum pochodził z ostatniego dnia zakupów. 31 sierpnia 2017 roku tylko na Wyspach przelano między zespołami ponad 210 milionów funtów, czyli ledwie o 10 milionów mniej niż król polowania Manchester City w przeciągu całego lata.
Lecz Football Assocciation (Angielski Związek Piłkarski oraz pomysłodawca przepisu) ostatecznie pozostawił furtkę na wzmocnienia po początku sezonu. Kluby po pierwszej ligowej kolejce do końca miesiąca mogą wypożyczać zawodników do woli. Nawet wpisując do umowy klauzulę odstępnego. Nie ma jednak mowy o jakimkolwiek wydawaniu pieniędzy. Brzmi romantycznie i rozsądnie, ale pierwsze reakcje były lekko mówiąc dość krytyczne. Jeden z najbardziej poważanych brytyjskich dziennikarzy sportowych Martin Samuel z "Daily Mail" nazwał Anglików "bandą idiotów". Dyrektor instytutu "Sports Interactive" Miles Jacobson zapowiadał natomiast w "Four Four Two": - Po politycznym Brexicie, czeka nas również i ten piłkarski.
Skąd tak negatywne głosy? Wystarczy przyjrzeć się podpunktowi umowy, który mówi iż angielskie kluby nie mogą do pierwszego września kupować nowych piłkarzy. Mają jednak prawo ich sprzedawać. Zbliżające się trzy tygodnie to więc idealny okres aby zespoły Premier League mogły stawać się coraz słabsze. Samuel w tym miejscu dodatkowo opowiadał: - Wielu piłkarzy będzie mogło przebierać w ofertach po udanych mistrzostwach świata. Angielski zespół będzie zmuszony dopiąć szczegóły kontraktu do 9 sierpnia, gdy Włosi lub Hiszpanie mają na to ponad trzy tygodnie więcej. Kto wiec będzie zmuszony działać pod presją? Kto postanowi zapłacić kolejne przepłacone fortuny agentom? Anglicy!
ZOBACZ WIDEO Szlak na K2 naznaczony śmiercią. Andrzej Bargiel: Musiałem wspiąć się na wyżyny
"Cichy" miliard
Od wypowiedzenia tych słów mija niemal rok i już można powiedzieć, że dziennikarz miał rację. Jego kolega po fachu Jason Burt z "The Telegraph" nazywa to efektem Yerr'ego Miny. Kolumbijski obrońca zaimponował podczas mundialu (3 strzelone gole, w tym przeciwko Polsce), ale nie u swojego obecnego pracodawcy FC Barcelony. Katalońscy działacze chcą jak najszybciej pozbyć się piłkarza z listy płac. Klub wystawia zawodnika na sprzedaż, a cena to około 20-25 milionów funtów. Wyjątek stanowią jednak Anglicy. 24-latek jest oczywiście też dla nich dostępny. Lecz tylko od 30 milionów w górę. Powód? Zespoły Premier League mają mniej czasu i muszą - jak nazywa to Burt - "panikować". Jeśli negocjacje nie okażą się powodzeniem to trudno. Sprzedający wciąż ma parę tygodni aby oddać niechcianego piłkarza. Klub nie traci nic, a zyskać może całkiem sporo.
Właśnie tym sposobem Chelsea pozyskała w środowe południe baskijskiego bramkarza Kepę Arrizabalagę. Nikt na Stamford Bridge nawet nie łudzi się, że Hiszpan jest wart około 80 milionów funtów, które za niego wydano. Wyjątkowo niepewna była jednak wtedy przyszłość Thibaut Courtois. Belg ostatecznie odszedł do Realu Madryt, a w momencie przyklepania transferu wciąż miał parędziesiąt dni na negocjacje z nowym klubem. Na łatanie dziury w składzie londyńscy działacze też parędziesiąt, ale godzin.
Jeśli nie widać lepszej kandydatury, to dla świętego spokoju trzeba przepłacić paręnaście milionów. Prawa rynku: - Na transfery wydaliśmy już ponad miliard funtów, ale wciąż mamy uczucie jakby było to "ciche" okienko - mówi przy tym Burt, który dodaje: - Pieniędzy z klubowego budżetu nie przestano rozmieniać na drobne. Jedynie zmieniono okres wzmożonego wydawania pieniędzy. Kiedyś był to sierpień, teraz przedział czerwiec-lipiec.
Po raz pierwszy w historii Anglicy przekroczyli granicę 600 milionów funtów na transfery gotówkowe już 13 lipca. Wystarcza przypomnieć, iż trwał wówczas mundial bądź też dla niektórych urlop po rosyjskim turnieju. Wielu piłkarzy nie chce wtedy nawet słyszeć o jakichkolwiek negocjacjach. Lecz obecnie czasu na przyklepanie umowy później może już po prostu nie być. W niektórych przypadkach kluby decydują się więc na szybko wybrać wariant B,C, lub D ze swojej listy życzeń.
Leczenie kaca
Trzeba jednak oddać, iż pomysł FA przynajmniej słupkami zysków i strat wciąż się broni. Poprzedniego lata kluby Premier League wydały na transfery 1,615 miliarda euro. Gdy piszę ten artykuł tegoroczny licznik zatrzymał się na kwocie mniejszej o ponad 400 milionów. Przed nami wciąż oczywiście najbardziej wzmożony okres czyli ostatni dzień okienka, ale liczba wydaje się być nie do pobicia. Jeden z czołowych agentów piłkarskich na Wyspach Leon Angel zauważa w tym miejscu jeden szczegół: - Kluby Premier League są przyzwyczajone do wylotów na obozy przygotowawcze w drugiej połowie lipca. Stąd cisza na rynku, którą spotęgował jeszcze mundial.
Zdaniem Angela prawdziwym sprawdzianem dla skróconego okienka będzie dopiero następny rok. Już bez wielkiego turnieju w kalendarzu i z bagażem doświadczeń jak podchodzić do negocjacji w maju, a nie lipcu czy sierpniu. Wtedy jak zapowiada wspomniany Jason Burt z "The Telegraph": - Kluby będą tylko leczyły kaca i naprawiały błędy. W jaki sposób? To proste. Tak jak są do tego przyzwyczajone, czyli marnotrawiąc horrendalne kwoty.