El. LE: zabójczy kwadrans i tyle. Lech Poznań wygrał, ale o zachwytach nie ma mowy

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Lech Poznań
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Lech Poznań

Zaczęło się świetnie, ale emocje opadły błyskawicznie. Lech szybko objął dwubramkowe prowadzenie z Gandzasarem Kapan, tyle że potem grał mizernie i choć zwyciężył 2:0, awansu do II rundy eliminacyjnej Ligi Europy jeszcze nie jest pewny.

Przez zaledwie dziesięć minut można się było zastanawiać, czy Ormianie będą stanowić dla Kolejorza zaporę nie do przejścia. Goście zaczęli dość dynamicznie, mieli ochotę postraszyć przeciwnika, jednak na zamiarach się kończyło, bo argumentów piłkarskich zwyczajnie im brakowało.

Lech miał więcej jakości i pokazał to w najlepszy z możliwych sposobów - otwierając wynik po akcji, która wzbudziłaby niesamowity aplauz, gdyby tylko na trybunach byli kibice (stadion jest na razie zamknięty za burdy podczas kończącego ubiegły sezon spotkania z Legią Warszawa). Z prawego skrzydła doskonale na środek pola karnego dośrodkował Maciej Makuszewski, a Christian Gytkjaer złożył się do strzału z woleja i wyszło idealnie. Piłka poleciała przy słupku, zaś Geworg Kasparow darował sobie interwencję, podziwiając tylko urodę tego wykończenia.

Skrzydłowy Kolejorza - tak jak duński napastnik - byli głównymi postaciami w ofensywie i wypracowali też drugiego gola. "Maki" dynamicznym rajdem wyprzedził rywala i został sfaulowany w polu karnym, a Gytkjaer pewnym uderzeniem z "wapna" trafił na 2:0.

Po kwadransie na stadionie w Poznaniu, wydawało się, że będzie pogrom, ale te dwie bramki chyba przyszły drużynie Ivana Djurdjevicia zbyt łatwo, bo w następnych fragmentach straszliwie spuściła z tonu. Brakowało podkręcenia tempa, brakowało szybkich akcji i gospodarze sprawiali wrażenie, jakby wynik 2:0 w pełni ich satysfakcjonował.

ZOBACZ WIDEO Duże wyzwanie przed Jerzym Brzęczkiem. "Doświadczenie z Wisły Płock może mu pomóc"

Taka postawa lechitów rozochociła Gandzasar, który zdołał się otrząsnąć po ciężkich ciosach z początku meczu i kilka razy poważnie nastraszył miejscowych. Po przerwie Jasmin Burić już się nie nudził i musiał być czujny, bo nawet jeden stracony gol mógł mocno skomplikować sytuację jego ekipy.

Sporo wiatru na boisku robił Lubambo Musonda. Zambijczyk był jednak tyleż efektowny, co niekonkretny. Dużo biegał, walczył, starał się, ale gdy trzeba było zakończyć akcję strzałem i realnie zagrozić Lechowi, osiągał kres swoich możliwości. Najbliżej trafienia był w 83. minucie Gegham Harutjunjan, lecz jego główkę po rzucie wolnym instynktownie zatrzymał Burić.

Lech prosił się o kłopoty, na szczęście ich uniknął i utrzymał prowadzenie 2:0 do ostatniego gwizdka. Mógł je zresztą jeszcze podwyższyć, ale w samej końcówce nieprawdopodobnie akcję spartaczył Paweł Tomczyk. Rezerwowy gospodarzy dostał idealne podanie od Makuszewskiego, jednak zamiast od razu strzelać, wdał się w drybling, po którym Kasparow rzucił mu się pod nogi i zmusił lechitę do pudła. Takie sytuacje trzeba wykorzystywać!

Czwartkowy rezultat daje podopiecznym Ivana Djurdjevicia względny spokój przed rewanżem (19.07, godz. 17.00), lecz o pewnym awansie nie ma na razie mowy. Gandzasar na pewno nie wyjeżdża z Poznania z poczuciem, że nie ma w tym dwumeczu szans, bo Kolejorz demonstrację siły urządził raptem przez 15 minut.

Lech Poznań - Gandzasar Kapan 2:0 (2:0)
1:0 - Christian Gytkjaer 10'
2:0 - Christian Gytkjaer (k.) 15'

Składy:

Lech Poznań: Jasmin Burić - Rafał Janicki, Thomas Rogne, Vernon De Marco, Maciej Makuszewski, Tomasz Cywka, Maciej Gajos, Mihai Radut (59' Pedro Tiba), Wołodymyr Kostewycz, Christian Gytkjaer (86' Paweł Tomczyk), Darko Jevtić (69' Nicklas Barkroth).

Gandzasar Kapan: Geworg Kasparow - Aleksandr Swierczinskij, Vukasin Tomić, Hajk Iszchanjan, Ara Chaczatrjan (82' Wardan Poghosjan), Lubambo Musonda, Wbeymar Angulo, Artur Juspaszjan (59' Geworg Ohanjan), Alex Junior, Gegham Harutjunjan, Geworg Nranjan (90+3' Dawit Minasjan).

Żółte kartki: Vernon De Marco, Pedro Tiba (Lech Poznań) oraz Aleksandr Swierczinskij (Gandzasar Kapan).

Sędzia: Marcel Vanelshocht (Belgia).

Źródło artykułu: