Marek Wawrzynowski: Jerzy Brzęczek w odpowiednim miejscu o właściwej porze (felieton)

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek

Jerzy Brzęczek potrzebuje czasu - nic dużo mądrzejszego nie da się napisać. Nowy selekcjoner to wielka niewiadoma i spore ryzyko. Ma za sobą jeden naprawdę dobry sezon w karierze.

Na ocenę wyboru Jerzego Brzęczka na stanowisko nowego selekcjonera reprezentacji Polski musimy poczekać. Może to banalne, ale tak musi być. Nawet jeśli to wybór sensacyjny i wygląda na to, że dokonany w trybie ekspresowym. Dziś wiadomo, że Zbigniew Boniek podjął ryzyko. Prezes PZPN ma rękę do selekcjonerów, więc wypada mu w tej kwestii zaufać.

Brzęczek od lat pracuje przyzwoicie, ale tylko jeden jego sezon można nazwać naprawdę dobrym. Konkretnie ten ostatni z Wisłą Płock w polskiej ekstraklasie (5. miejsce w tabeli). Stworzył fajną drużynę, grającą ofensywnie, efektownie. Ale na pewno nie drużynę wielką. Trzeba przy tym pamiętać, że Brzęczek pracował w klubie, w którym presja jest praktycznie żadna. Wyjdzie -fajnie, nie wyjdzie - trudno. Podobnych sukcesów w polskiej piłce mieliśmy dziesiątki. Można powiedzieć, że znalazł się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, zrobił wynik krótko przed tym, jak doszło do zwolnienia selekcjonera. Jest jak popularny przebój sezonu letniego. Może zaskoczy, może nie. Idealny kandydat dla ludzi, którzy lubią używać powiedzenia "na dwoje babka wróżyła". Równie dobrze Boniek mógł wybrać Marcina Brosza albo Michała Probierza, których akcje w lidze stoją na podobnym albo wyższym poziomie.

Może nawet poszedłbym dalej. Gdybym miał dziś wymienić pięciu najlepszych obecnie polskich trenerów, Brzęczka nie byłoby wśród nich. Widocznie Boniek zauważył u niego "to coś".

Sam byłem zwolennikiem zatrudnienia selekcjonera z zewnątrz, gdyż nie jestem przekonany, czy polscy szkoleniowcy mają dziś wystarczająco dużo jakości, by poprowadzić drużynę zmanierowanych gwiazd. Ale też oglądając mundial, nie skreślałbym Polaków, w tym Brzęczka - przedstawiciela nowej generacji trenerów.

Spójrzmy na półfinalistów mundialu: Zlatko Dalić, trener Chorwatów był dla świata anonimem. Gareth Southgate w pracy szkoleniowej znaczył niewiele, Roberto Martinez był uważany za trenera zbyt przeciętnego, by prowadzić zespół wielkich belgijskich gwiazd. Tylko Didier Deschamps miał spore sukcesy. Praca trenera i selekcjonera są w wielu obszarach podobne, w wielu zupełnie inne.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Belgowie nie marzyli o finale? "Grali zachowawczo. Nie wiem, co chcieli uzyskać"

Juergen Klinsmann, który rozpoczynał niemiecką rewolucję prowadzącą jego kadrę na szczyt świata, nie był wielkim trenerem, jego następca Joachim Loew również. Niewiele w polskiej piłce klubowej znaczył Kazimierz Górski. Takie przykłady można mnożyć. Może najbardziej do wyobraźni przemówi przykład Adama Nawałki, który zrobił z polską kadrą najlepszy wynik od 30 lat a przecież nie był królem ligowego podwórka, co najwyżej księciem. Co więcej, w hierarchii ligowej stał niżej niż jego poprzednik Waldemar Fornalik.

Na pewno czeka go trudne zadanie. Coś się wypaliło, coś przestało działać, ale potencjał wciąż jest, przynajmniej na awans. Brzęczkowi nie pomoże rodzinne powiązanie z Kubą Błaszczykowskim, który - jak wiadomo - ma zapędy, by rządzić w kadrze. Tymczasem jednym z filarów sukcesu Adama Nawałki w ostatnich latach było podporządkowanie kadry pod Roberta Lewandowskiego, a więc wielkiego rywala Kuby. Nawałka powiedział jasno - rządzi "Lewy", Kuba ma się dostosować.

Nie jest wykluczone, że Brzęczka czeka o wiele trudniejszy sprawdzian. Jego siostrzeniec - Kuba Błaszczykowski - ma 33 lata i właściwie nie gra w klubie, jest coraz słabszy, dopływa już do drugiego brzegu rzeki. A przecież do czasu następnego turnieju trzeba wychować następcę. Bardzo jestem ciekaw jak sobie nowy selekcjoner poradzi z tym wyzwaniem. Może uda mu się zmobilizować zawodnika Wolfsburga na kilka miesięcy, kto wie.

Ale to tylko jeden z problemów. Naszą drużynę, o czym wielokrotnie pisaliśmy, czeka głębsza przebudowa. Większość zawodników na EURO 2020 - na które musimy się zakwalifikować - będzie miało od 30 lat w górę, więc nie jest to sytuacja komfortu, w której od pewnego momentu działał Adam Nawałka. Brzęczek musi działać w równoległych rzeczywistościach. Wprowadzić nas na turniej a jednocześnie wprowadzać do kadry młodych ligowych graczy, jak Szymański czy Żurkowski. I jeszcze zagospodarować starych zmęczonych liderów. Krychowiaka, który jest bez formy, Zielińskiego, który piłkarsko jest doskonały, ale pali się na boisku przy pierwszym większym wyzwaniu, Milika, który miota się między kontuzjami, rozczarowaniami a Instagramem. Musi też zastąpić Łukasza Piszczka, który przez lata był filarem na prawej stronie a teraz znajduje się na jednej tratwie z Błaszczykowskim.

Podchodzę do wyboru Brzęczka jak pies do jeża, trochę jak do selekcjonera z maszyny losującej, ale też uważam, że musi dostać czas. Nie możemy go porównywać do Adama Nawałki z czasów EURO 2016, a więc ze szczytowego momentu. A wiadomo, że takie zapędy się pojawią. Pytanie jak Brzęczek potrafi poradzić sobie z grupą. Jednak pamiętajmy, że poprzedniego selekcjonera witano sceptycznie (sam się również do sceptycznej grupy zaliczałem), a po roku spora grupa dziennikarzy wzywała do zwolnienia.

Więcej informacji o wyborze nowego selekcjonera - TUTAJ >>
Marek Wawrzynowski
Zobacz więcej tekstów autora

Źródło artykułu: