Jacek Stańczyk, WP SportoweFakty: Kiedyś pan powiedział, że komentowanie kadry to Himalaje. Czyli teraz rozpoczął się zjazd ze szczytu? Wy byliście z reprezentacją od 2014 roku. Teraz pokaże ją TVP.
Mateusz Borek: Przez 20 lat potrafię zachować entuzjazm do kadry. Ale też im człowiek starszy, tym spokojniej reaguje na to, co się kończy. Staram się nie denerwować rzeczami, na które nie mam wpływu. Czy mam dziś reagować histerycznie, płakać, walić pięściami w stół? Mówić, że to niesprawiedliwe, że tam jest abonament, że za chwilę będzie pożyczka od państwa, a my tego nie mamy? Akceptuję zmianę, życzę kolegom z TVP, żeby przeżyli wielki turniej. Żeby reprezentacja grała dobrze.
To był honor, to był zaszczyt, to była przyjemność być z trenerem Nawałką, jego piłkarzami i kibicami przez te kilka lat - tak pan mówił na zakończenie meczu z Czarnogórą. W głosie słyszałem wzruszenie?
Jak człowiek miał 5 lat i oglądał mecze, które komentował Jan Ciszewski czy Stefan Rzeszot, to chciał doświadczyć czegoś podobnego. Udało mi się być przy kadrze dosyć szybko, na mistrzostwach świata w Korei i Japonii miałem 28 lat. I potem zastanawiałem się, czy przez kolejne lata nie będzie kończył się mój entuzjazm. Ja w dalszym ciągu, jak małolat, przy każdym meczu reprezentacji Polski jestem podekscytowany.
Czyli kadra uzależnia?
Na pewno. To są najtrudniejsze mecze. Z jednej strony życzysz piłkarzom dobrze, chcesz grać razem z nimi, zależy ci na wyniku, bo jesteś Polakiem. A z drugiej strony musisz być obiektywny i profesjonalny. Musisz szanować kibica, który jest z tobą przez te wszystkie lata. To takie spotkania, gdy trzeba odpowiednio zmiksować komentowanie sercem i rozumem.
Do Rosji pan pojedzie?
Jako kibic. Na pewno będę na każdym meczu, bo to drużyna, do której się przywiązałem, którą lubię, szanuję, która dała mi wiele powodów do tego, aby jej ufać. I będę im kibicował z trybun, cieszył się po każdej bramce.
To komentatorzy są na pierwszej linii ognia. To was kibice pytali, dlaczego reprezentacji nie będzie w Polsacie.
Mieliśmy mundial w Korei, w Niemczech, Euro 2008, potem musieliśmy sobie radzić bez reprezentacji przez 6 lat, ale wróciliśmy. Liga Mistrzów była u nas przez 6 lat, potem nie było jej 3 lata... Nas, komentatorów, czasem się przecenia. Ludzie do mnie piszą: "Panie Mateuszu, dlaczego zniknęła kadra, Liga Mistrzów, Bundesliga". My jesteśmy tylko pewnym trybikiem. W tej wielkiej machinie, która nazywa się telewizja, jesteśmy tymi na samym końcu, jak na wystawie w sklepie.
ZOBACZ WIDEO Boniek: kontrakt Nawałki zostaje automatycznie przedłużony
Może i jesteście trybikiem, ale ważnym. Musi pan dostrzegać tę całą sympatię, której ostatnio z Tomaszem Hajtą doświadczyliście.
To jest bardzo miłe. I muszę powiedzieć uczciwie, że nie spodziewałem się takiego odzewu. Takiej sympatii, tylu wiadomości. Zupełnie szczerze? Momentami jestem aż zawstydzony. Bo jest tego multum.
I jak pan myśli, z czego to wynika?
Zupełnie spontanicznie, bo to nie było planowane, znaleźliśmy model komentowania kadry. W trudnych czasach piłka musi być rozrywką. Taką, w której będzie trochę fachowej wiedzy, niuansów taktycznych, ale przede wszystkim nie zabraknie show, uśmiechu, żartu. Ja jestem jak moja śp. mama - przez życie idę z uśmiechem na ustach, z poczuciem humoru i ironią. Tomek się do tego dopasował, dołożył te swoje urocze błędy nie do podrobienia. Liczba tych memów nie bierze się przecież z tego, że jest purystą językowym, tylko z tego, że jest naturalny w formułowaniu swoich myśli.
Tomasz Hajto to pana "projekt"?
Nie ukrywam, to był jakiś mój pomysł. Wiele osób śledzi tylko kadrę, a przecież z Hajtą skomentowaliśmy przynajmniej kilkaset meczów Bundesligi. I wtedy siebie się nauczyliśmy, tam dorośliśmy jako duet do reprezentacji.
Znacie się bardzo długo.
Bardzo dużo czasu spędzałem z tymi chłopakami w latach 90. i na początku XX wieku. Rozmawiając z Hajtą, Dudkiem czy Juskowiakiem uczyłem się dużo o piłce. Moja nauka futbolu nie polegała tylko na oglądaniu meczów i przeczytaniu czterech podręczników dla trenerów. Miałem szansę nabywania wiedzy bezpośrednio, praktycznej.
Jeździłem do niego na mecze Bundesligi, do Duisburga, do Schalke. Byłem u niego w Anglii. Tomek na tle swoich kolegów zawsze lubił dużo mówić o piłce, jego to interesowało. Bo jest grupa piłkarzy, którzy interesują się kadrą, czasem swoim byłym klubem, ale nie jest tak, że siedzą przez cały weekend i oglądają mecze. Hajto jako piłkarz, mając wolny dzień potrafił pojechać sobie na mecz. Potem zrobienie licencji trenerskiej i praca też mu pomogły.
I generalnie nie patyczkuje się.
Pewnych rzeczy nie da się nauczyć, one są w ludziach. Tak jak Hajto, który tę swoją największą aferę (W 2004 roku został skazany na 43,5 tys. euro kary grzywny za paserstwo nieopodatkowanych papierosów - dop. WP) obrócił w żart. I zawsze, jak siedzimy w towarzystwie, mówi tak: - Powiedz mi, który polski piłkarz był w niemieckich wiadomościach przed Angelą Merkel.
Zawsze lubił dużo mówić. W Schalke 04 słychać było tylko jego. Jak szli z treningu, to zawsze coś komuś tłumaczył. Tomasz Wałdoch szedł cicho, a Hajto zawsze gadał.
Gdy w Bundeslidze dostał 16. żółtą kartkę i podszedł do niego reporter z pytaniem o ocenę tego rekordu, to odpowiedział: Scheissegal, czyli "gówno mnie ten rekord obchodzi".
Jak była konferencja w Korei po niedanych mistrzostwach, to uczył dziennikarzy, że nie mieli dla piłkarzy szacunku. Taki jest. Albo kogoś kupujesz z całym inwentarzem, albo nie. Ja mam do niego przekonanie. I na pewno wyszło kolorowo.
Kadrowicze śmieją się z jego tekstów?
Fajne jest to, że czasem gdy chłopaki z kadry pośmieją się z niektórych jego tekstów, to jednak nikt nie kwestionuje, że on ma prawo kogoś ocenić. Kamil Glik, Michał Pazdan, Thiago Cionek czy nawet Łukasz Piszczek popatrzą na niego z przymrużeniem oka, natomiast wiedzą, że to był bardzo dobry piłkarz z osiągnięciami.
Tomek jak każdy z nas miał na swej drodze życiowej wzloty i upadki. Ale też nie musi nikogo dziś udawać, jest sobą. A to, co jest istotne w telewizji, to wyrazistość, naturalność, prawda. W tym zawodzie powinni być ludzie, którzy budzą jakieś emocje. Lepsze, gorsze, ale budzą. Najgorsza jest anonimowość.
[b]
Hajto komentuje tak, jakby sam grał.
[/b]
To jest chyba drugi przypadek w historii polskiego eksperta. Taki sam energetyczny, wyrazisty, "grający z piłkarzami" był Zbigniew Boniek.
Tylko jak grasz, w tym ferworze walki możesz coś niechcący za mocno powiedzieć. Były takie momenty, że trzeba było Hajtę stopować?
Ma czasami takie stany, że jak się na kogoś zacietrzewi, to w każdej sytuacji wraca do tego zawodnika. Mnie przede wszystkim zależało na eliminowaniu jego błędów językowych. Kiedyś mu zrobiłem taką listę z formami poprawnymi i niepoprawnymi. Szybko tę kartkę schował do kieszeni, bo mówił, że wszystko wie. Ale potem w słuchawkach słyszysz "3,2,1 - jesteś" i zaczyna się inna bajka. Dochodzi adrenalina, podniecenie, temperatura, świadomość, że mówisz do ludzi po drugiej stronie i błędy zaczynają się powtarzać. To jest długi proces.
Jak to się stało, że na torcie umieścił truskawkę?
Ciekawa historia, bo jak on to mówił po raz pierwszy, to mu wcześniej na kartce napisałem "wisienka". Po prostu pomylił się. Ale zbudował tę całą filozofię, że przecież może być truskawka. I tak zostało, truskawka na torcie.
I to jest pana ulubione powiedzenie?
Podobają mi się te jego podpowiedzi w stylu: "ugnij nogi". Kto choć amatorsko gra w piłkę, ten wie, że to pomocne rady. Ma te swoje "kwiatki". Ja lubię: "Ma papiery na granie, ale mu zamokły". Albo że "kariera uciekła jak piłka w aut".
Teraz po meczu z Czarnogórą króluje błąd murawy.
Tak, ludzie się z tego śmieją. A my po meczu z Czarnogórą zeszliśmy na murawę, żeby pogratulować chłopakom. I rozmawialiśmy z Kamilem Glikiem o tej sytuacji, gdy nie trafił w piłkę. Mówię mu: - Kamil, Tomek broni cię, że nie twój błąd, tylko murawy. A Kamil: - No i ma rację. Przez to, że trawa nie jest ukorzeniona, piłka nie poleciała naturalnie, przeszła mi pod nogą.
Wydaje mi się, że ktoś, kto piłki nie kopnął, nie jest w stanie tego wychwycić. Każdy z wysokości trybun powie, że Glik skiksował.
Czuliście się częścią kadry Adama Nawałki?
Czuliśmy się. Chłopaki po końcowym gwizdku publicznie potrafili nam podziękować za atmosferę, za współpracę. A my też ich przecież krytykowaliśmy.
Zdarzały się sytuacje, że mieli do was pretensje?
Słyszałem, że miał takie Thiago Cionek, gdy powiedziałem na Euro, że nie powinien grać na prawej obronie. I dalej twierdzę, że to jest chłopak, który może być ciekawą alternatywą na środku obrony, ale nie na boku.
A Tomek toczy te swoje polemiki z Krzyśkiem Mączyńskim. Ale w niedzielę na imprezie po fecie długo ze sobą rozmawiali. Może doszli do jakiegoś konsensusu.
Jaki był najlepszy mecz tej kadry?
Wygrana z Niemcami była przełomowa, bo obudziła tę reprezentację. Ale na Euro z Niemcami też zagraliśmy bardzo dobrą piłkę. A w tych eliminacjach to najwyżej oceniłbym wyjazdowy mecz z Rumunią. Wyszła drużyna doświadczona, z ćwierćfinałem w kieszeni i zmiażdżyliśmy Rumunów jakością.
Sebastian Mila mówił nam niedawno, że do dziś pamięta pana komentarz po golu wbitym Niemcom.
Stefan Szczepłek po tym meczu powiedział, że może już spokojnie myśleć o przejściu na drugą stronę rzeki. Ja teraz tak sobie pomyślałem, że parę tych fajnych historii zostanie na zawsze. I jak nas już nie będzie, to za kilkadziesiąt lat ktoś te mecze odtworzy. I już nam nikt tego nie zabierze.