- Zwłaszcza w pierwszej połowie mocno cierpieliśmy na boisku. Dało o sobie znać granie co 3 dni i widoczne było zmęczenie, dlatego wielki szacunek w stronę drużyny, że podołała - mówił tuż po meczu Ireneusz Mamrot.
Wicemistrz Polski pierwszą połowę przespał. Słabiutka gra, bez iskry. Żółto-czerwoni długo rozgrywali piłkę, ale niewiele z tego wynikało. Przypominało to marne 45 minut z czwartkowej potyczki z Gabalą.
Gra ożywiła się po zdobyciu gola przez Igora Angulo. Dopiero postawiona pod ścianą Jagiellonia zaatakowała z przekonaniem. Górnik nastawił się na kontry i powinien podwyższyć prowadzenie. Dwie "setki" zmarnował Rafał Kurzawa, czyniąc bohaterem meczu Mariana Kelemena. - Niezwykle rzadko to robię, ale dzisiaj muszę wyróżnić indywidualnie. Marian Kelemen w kluczowych sytuacjach wybronił nam decydujące piłki. Gdyby nie jego parady, nie stalibyśmy tu w tak dobrych humorach. My też mieliśmy stuprocentowe szanse Guilherme i Pospisila, ale Górnik miał je wcześniej i gdyby nie nasz bramkarz, byłoby po meczu - komplementował swojego golkipera Mamrot.
Marcin Brosz z oczywistych względów nie był zadowolony. Wydawało się, że Górnik ma mecz w garści, a tymczasem wyjechał z Białegostoku z niczym. - Kluczowe dla losów meczu były nasze zmarnowane sytuacje bramkowe przy grze w dziesiątkę. Mogliśmy zabrać Jagiellonii wiarę w sukces i sami się dowartościować. Trzeba się uczyć bezwzględności od Igora Angulo, ale mamy młody, rozwijający się zespół. Jeszcze nabierzemy doświadczenia i takie mecze jak ten będziemy kontrolowali - mówił opiekun gości.
Trener nie chciał porównywać niedzielnego meczu do inauguracyjnego boju z Legią Warszawa (3:1) - To diametralnie różne spotkania, ale nie można ich obiektywnie porównywać. Ja jako trener nie jestem w stanie tego zrobić - zakończył.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: przegrała zakład. Pogba wepchnął ją do basenu (WIDEO)