Szymon Mierzyński: Tej klęski kibice Lechowi długo nie zapomną (komentarz)

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: kibice Lecha Poznań
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: kibice Lecha Poznań

Teraz albo nigdy - mówiono w Poznaniu przed finałem z Arką (1:2). Za Lechem przemawiało absolutnie wszystko, dlatego skala jego kompromitacji jest niewyobrażalna.

Poznaniacy jechali na PGE Narodowy z obawami, bo dwa przegrane spotkania z Legią Warszawa odcisnęły na nich piętno i tylko zwiększyły presję przed trzecim podejściem, w którym byli zdecydowanym faworytem i mieli w rękach wszystkie atuty. Długo można by było wymieniać okoliczności, które sprzyjały Kolejorzowi. Arka przecież nie jest jeszcze pewna utrzymania, zaś wiosną w lidze przegrała z rywalem ze stolicy Wielkopolski 1:4. Mało kto stawiał na podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego, ale to oni zagrali na PGE Narodowym bardziej chytrze i mimo że piłkarsko byli słabsi, sprawili sensację.

Lech zawiódł. Zabrakło mu skuteczności, lecz przede wszystkim spokoju. Piłkarze Nenada Bjelicy atakowali zrywami. W pierwszej połowie na kilka minut zyskali miażdżącą przewagę, której nie potrafili wykorzystać, a później ich poczynania zdominował chaos. Kiepsko spisali się Radosław Majewski i Darko Jevtić - tak chwaleni w Lotto Ekstraklasie. Dobre okazje marnowali Dawid Kownacki i Marcin Robak, zaś obrońcy, którzy przez większą część spotkania nie mieli wiele pracy, w kluczowych momentach okrutnie zawiedli. Wszystko czym Lech zachwycał w meczach ligowych, w finale się ulotniło.

Długo będą poznaniacy rozpamiętywać tę porażkę, a i w przyszłości podziała ona na nich wyjątkowo niekorzystnie. Puchar Polski staje się dla Lecha klątwą i jeśli nawet za dwanaście miesięcy zagra on w finale po raz czwarty z rzędu, ciśnienie będzie jeszcze większe niż przy okazji starcia z Arką.

Dwa lata temu Kolejorz też przegrał, by kilka tygodni później świętować mistrzostwo Polski. Nie miał jednak takiego kaca i takiego poczucia straconej szansy jak obecnie. Nic nie usprawiedliwia piłkarzy ze stolicy Wielkopolski, a tego co spotkało ich we wtorek, nie da się tak po prostu wyrzucić z głowy następnym udanym meczem w lidze. Już w niej zresztą padł sygnał ostrzegawczy, bo w piątek przeciwko Koronie Kielce (3:2) lechici też zagrali przeciętnie - z tą tylko różnicą, że byli skuteczni i bezlitośnie wykorzystywali błędy rywala.

We wtorek Nenad Bjelica miał świętować pierwsze trofeum w poznańskim klubie. Zamiast tego świecił oczami po wielkim zawodzie. Dziwią słowa Chorwata, który oznajmił, że jest dumny z zespołu. Jego zdaniem zagrał on dobry mecz, a jedynym mankamentem był brak koncentracji pod własną bramką. To skrajne uproszczenie i niepotrzebne wysłanie sygnału do zawodników, że o porażce decydowały niuanse. Tak nie było. Lech przegrał ze znacznie słabszym rywalem, dobrą grę pokazując tylko momentami. Był bardzo niestabilny i jeśli ten chaos powtórzy się w kolejnych meczach, to w Lotto Ekstraklasie finisz może być podobny. A teraz będzie trudniej, bo żeby zagrać w europejskich pucharach, trzeba się zameldować na podium. Dziś Lech na nim jest, ale co będzie dalej? Jak długo poznaniacy będą się podnosić po klęsce z Arką? Na to pytanie odpowiedź poznamy najwcześniej w niedzielę podczas meczu z Bruk-Bet Termaliką w Niecieczy.

Szymon Mierzyński

ZOBACZ WIDEO Primera Division: olbrzymie emocje w meczu Realu Madryt! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: