Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że wziął się pan za portretowanie środowiska piłkarskich kiboli? W filmie "Najlepszy" było dużo o sporcie, o wyzwaniach, o pokonywaniu własnych słabości. W "Kibicu" sportu nie ma, jest za to sporo o tym, jak funkcjonują gangi wywodzące się z trybun.
Łukasz Palkowski: Ten projekt powstawał dość długo. Zacząłem nad nim pracę kilka lat temu, jeszcze z nieżyjącym już Piotrem Starakiem i wtedy miał to być film fabularny. Projekt został na pewien czas zamrożony i wrócił do mnie wraz z propozycją z Netflixa. Zebrałem więc wszystko, co nosiłem w sobie przez kilka lat. Ale opowieść o światku kibicowskim jest tylko tłem do głównego tematu filmu. To jest tak naprawdę historia o dysfunkcji rodziny. O matni, w jaką można wpaść i o tym, jak trudno się wydostać z takiego środowiska. Oczywiście akcja jest mocno osadzona w środowisku kibiców, ale nie ono jest naszym tematem.
Robiliście ze scenarzystą Klaudiuszem Kusiem głęboki research na temat kibiców piłkarskich?
Tak, scenarzysta wgryzał się w temat, a i ja też go poznawałem. Rozmawialiśmy dużo z kibicami, może niekoniecznie tymi z bojówek, którzy chodzą na "ustawki", ale mogę zdradzić, że konsultowaliśmy to z ludźmi, którzy chodzą na "Żyletę" na Legię. Muszę jednak przyznać, że nie wszystko co było realistyczne sprawdzało się nam dobrze w tej opowieści. Wtedy naginaliśmy rzeczywistość do naszych potrzeb, bo przecież myśmy nie mieli ambicji zrobienia filmu dokumentalnego. Oczywiście nie chcieliśmy tego środowiska zakłamać. Jeśli ktoś odniósł takie wrażenie, to bardzo przepraszamy, spróbujemy się poprawić następnym razem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sergio Ramos bożyszczem fanów. Szalona radość
Aczkolwiek scena z maczetą – bez szczegółów, żeby nie spojlerować – odnosi się do prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w Krakowie.
Sama opowieść zmieniała się kilka razy w czasie przygotowań do filmu, ale rzeczywiście była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Myśmy brali z tych historii kibicowskich to, co po prostu pasowało nam do naszej opowieści.
Wielu widzów pana filmu zadaje pytanie czemu w "Kibicu" opowiadacie o dwóch wymyślonych klubach, o Gladiusie i KOS-ie, a nie o tych prawdziwych, istniejących np. o Legii, Lechu, Wiśle Kraków czy Widzewie? To kwestie praw do wizerunków tych klubów?
Tak, to są kwestie czysto prawne. Byłoby trudno, może wręcz niemożliwe, żeby pozyskać wszystkie zgody i pozwolenia. To się w filmie od lat nie zmienia, proszę zwrócić uwagę, że bohaterowie zwykle nie mogą pić np. Żywca, tylko piją zmyślone piwo.
Film pokazuje jak szybko można przebyć drogę od dobra do zła, co doskonale obrazuje także fizyczna przemiana głównego bohatera – Kuby, którego świetnie gra pański brat, Grzegorz Palkowski. Na początku jest fajnym, miłym chłopakiem, który jest zafascynowany światem kiboli. Później, dokonuje się w nim przemiana wewnętrzna, ale i zewnętrzna. Staje się demoniczny, przeraża. Jest ogolony na łyso, ma okropną bliznę i patrzy z taką nienawiścią w oczach, że ja się go autentycznie boję.
To jest metafora pułapki, w jaką może wpaść każdy młody człowiek. Bohaterowi filmu, Kubie, środowisko kibiców wydaje się bardzo atrakcyjne, on lgnie ku niemu. Pułapka polega na tym, że chce iść przez życie na skróty, a to zwykle ma swoje określone konsekwencje. Czasem brniemy w te skróty, nie zdając sobie sprawy, że kiedyś przyjdzie nam za to zapłacić.
Serial "Kibic" mocno obnaża coś, z czego nie każdy młody człowiek, który trafia na trybuny, zdaje sobie sprawę. To, że ten kibolski kodeks honorowy, te niepisane zasady, którymi szczyci się to środowisko, to jest coś, co łatwiej eksponować na sztandarach niż hołdować tym zasadom na co dzień. Film pokazuje wprost, że w gangach kibolskich ważniejsza jest lojalność wobec gangu niż wobec barw. Hipokryzja jest w tym środowisku chlebem powszednim.
Tak, ale nie chciałbym, żeby wyszło, że ta hipokryzja to jest coś, co dotyczy wyłącznie kiboli. To jest tylko przykład, bo hipokryzja funkcjonuje też w wielu innych środowiskach. Kiedy byłem małym chłopcem na moim osiedlu też funkcjonowało mnóstwo zasad, które – jak wtedy myślałem – są pewnym kodeksem honorowym na całe życie. A jak się dorosło, to okazywało się, że żadna z tych osiedlowych zasad nie jest aktualna, bo przyszło już prawdziwe życie. I ono się kieruje innymi regułami.
A pan sam był kibicem? A może grał pan w piłkę?
Był taki czas, że chodziłem na Legię i kibicowałem, ale ultrasem nigdy nie byłem. Po prostu wspierałem lokalny klub, którym dla mnie była Legia. Piłka była dla nas czymś naturalnym, graliśmy w nią codziennie. Ja jednak zawsze wolałem boks niż piłkę nożną, ale boksu nie uprawiałem. Za to jako nastolatek trenowałem karate, judo i kick-boxing. W tamtych czasach na osiedlu trzeba było umieć się obronić.
Co to było za osiedle?
Śródmieście, samo centrum Warszawy. Wychowałem się w okolicach Złotej, Żelaznej w tzw. kwadracie ulic "metalowych", w okolicach Dworca Centralnego. Trzeba było wiedzieć, jak w tym terenie się poruszać. Szkoła życia.
A na co dzień ogląda pan mecze?
Nie, nie jestem kibicem piłkarskim. Bardziej intrygował mnie boks, ale te najlepsze walki najczęściej odbywają się w nocy i nawet jak mam chęć je obejrzeć, to z reguły trudno mi na nie wstać, ograniczam się więc do zobaczenia powtórek w internecie. Życie
zawodowe nie pozostawia mi zbyt wiele czasu na przyjemności. Natomiast boks, to jest taki temat, do którego chciałbym w filmie kiedyś wrócić.
O! To byłby pan wymarzonym reżyserem do filmu "Kulej. Dwie strony medalu", który pojawił się na ekranach w ubiegłym roku…
Na pewnym etapie, kilka lat temu, miałem styczność z tym projektem. Ale jakoś nie doszliśmy do porozumienia z ówczesnym posiadaczem praw. Zarówno co do scenariusza, jak i ogólnej koncepcji, jaki to powinien być film. Chodziło o to, że ja chciałem robić "Rocky’ego" a niekoniecznie życiorys Jerzego Kuleja. Miałem zupełnie inną wizję tej opowieści, więc jej… nie opowiedziałem.
Czy będzie drugi sezon serialu "Kibic"? Przewidujecie kontynuację?
Bardzo byśmy tego chcieli. Ale jeszcze jest zbyt wcześnie, zbyt mało czasu upłynęło od premiery, żeby były podejmowane wiążące decyzje. Mam jednak poczucie, że nie opowiedzieliśmy jeszcze tej historii do końca, ona ma potencjał, żeby ją kontynuować.
Rozmawiał Dariusz Tuzimek