Na długo przed rozpoczęciem spotkania kibice Lecha zagospodarowali przed Stadionem Narodowym pobliskie trawniki, by w spokoju oraz blasku słońca napić się piwa i zjeść coś na ciepło. W powietrzu unosił się zapach przypiekających się kiełbasek i dźwięk skwierczących karkówek. Niestety, finał Pucharu Polski przypominał trochę te grille jednorazowego użytku. Tanie, słabej jakości, w zasadzie kupione tylko dlatego, że innego wyboru nie było. Mecz przydał się jedynie po to, by jedzenie ułożyło się kibicom w żołądku, a alkohol nieco z organizmu wyparował.
Bardzo musiał rozczarować się ten, kto zinterpretował zachowanie kibiców Arki jako zapowiedź szampańskiej zabawy. Ci wnieśli na stadion petardy i zrobiło się jak o północy w sylwestra. Było głośno, efektownie, i na tym się skończyło. Mecz przyjaźni, bo sympatycy Lecha mają z kibicami Arki "zgodę", chyba za bardzo udzielił się piłkarzom. Obie drużyny nie robiły sobie na boisku krzywdy. Bo trudno nazwać zagrożeniem w zasadzie jeden godny odnotowania strzał Darko Jevticia. Pomocnikowi w pierwszej połowie świetnie zagrał Dawid Kownacki, ale jego uderzenie jeszcze lepiej obronił Pavels Steinbors.
Można było odnieść wrażenie, że coś zmieni się po przerwie. W końcówce pierwszej połowy drużyna Nenada Bjelicy zaatakowała. Dwie piłki na lewej nodze miał Marcin Robak, ale dwukrotnie za długo zbierał się do oddania strzału i nic z tych akcji nie wyszło. Po zmianie stron napastnik "Kolejorza" trafił w słupek. Ale po tej sytuacji tempo meczu znowu zwolniło, a postronni widzowie zaczęli trzymać kciuki za brak dogrywki. Mecz bardziej przypominał spotkanie kolegów, którzy wyjechali z rodzinami na długi weekend za miasto, i w końcu wstali od stołu, żeby trochę się poruszać.
Mógł go rozstrzygnąć Radosław Majewski. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Maciej Makuszewski wbiegł z piłką w pole karne, podał do niepilnowanego Majewskiego, ale ten fatalnie przestrzelił. Były reprezentant Polski był sam na jedenastym metrze i nie trafił nawet w światło bramki. Piłka minęła słupek o kilka metrów.
Przed meczem jeden z pracowników Lecha żartował w luźnej rozmowie, że skoro kiedyś dostawało się Puchar Polski na własność za wygranie go trzy razy z rzędu, to może organizatorzy przewidzieli nagrodę pocieszenia za trzecią porażkę. Lech w ostatnich dwóch sezonach przegrywał w finale z Legią. I chyba nikt w Poznaniu nie spodziewał się, że "Kolejorza" pogrążą piłkarze, którzy razem wzięci nie zagrali w ekstraklasie jednego pełnego sezonu. Najpierw Jasmina Buricia pokonał strzałem głową Rafał Siemaszko, a kilka minut później rajd przeprowadził Luka Zarandia. Gruzin ograł na zamach dwóch obrońców Lecha i kopnął precyzyjnie obok Buricia. Gol Łukasza Trałki nie wystarczył. Arka zdobyła pierwsze trofeum od 38 lat.
Lech Poznań - Arka Gdynia 1:2 (0:0, 0:0, 0:0)
0:1 - Rafał Siemaszko 107'
0:2 - Luka Zarandia 112'
1:2 - Łukasz Trałka 119'
Lech: Jasmin Burić - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Lasse Nielsen (110. Mihai Radut), Wołodymyr Kostewycz - Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Darko Jevtić (85. Szymon Pawłowski), Radosław Majewski, Dawid Kownacki (74. Maciej Makuszewski) - Marcin Robak.
Arka: Pavels Steinbors - Tadeusz Socha, Krzysztof Sobieraj, Michał Marcjanik, Marcin Warcholak - Antoni Łukasiewicz, Adam Marciniak, Marcus Vinicius da Silva (55. Rafał Siemaszko), Mateusz Szwoch, Miroslav Bożok (83. Arkadiusz Moczadło) - Przemysław Trytko (71. Luka Zarandia).
żółte kartki: Robak (Lech) - Szwoch, Marcus da Silva, Łukasiewicz, Zarandia (Arka)
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 43 760
ZOBACZ WIDEO Emocjonujące derby Andaluzji dla Malagi. Zobacz skrót meczu z Sevillą [ZDJĘCIA ELEVEN]
jestem pewny - będzie smiech. ;)