- Dorwaliście sobie na pożarcie zawodnika ze strefy spadkowej - zażartował na przywitanie z dziennikarzami Damian Dąbrowski. Pomocnik Cracovii został powołany na kadrę mimo słabszej dyspozycji całej drużyny.
- Starałem się dużo o tym nie myśleć. Robiłem swoje, a pomyślałem, że jak będą nadchodziły dni z powołaniem, to sprawdzę listę. I okazało się, że jestem. To pokazuje, że warto pracować - przyznaje zawodnik reprezentacji Polski.
Debiut w kadrze ma już za sobą. Na razie było to kilka minut przeciwko Słowenii.
- Tamte siedem minut to był mecz towarzyski, teraz gramy o punkty. Nie liczę na wiele, muszę się pokazywać, piąć się do góry - mówi.
ZOBACZ WIDEO Sześć goli w meczu Barcelony. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
Trudno spodziewać się by wszedł na boisko, ale z czasem ma szansę przebić się na dłużej do kadry. Już sam fakt, że dostał kolejne powołanie o czymś świadczy. Może to dla niego dobrze, bo wyjazdowe spotkanie z Czarnogórą na pewno będzie bardzo ostre.
- Miro Covilo opowiedział mi, że to nie jest najłatwiejszy teren, że trzeba się liczyć z różnymi sytuacjami. Ale w Rumunii były podobne warunki, a zespół odpowiedział idealnie - mówi Dąbrowski. - Na pewno trzeba trzymać nerwy na wodzy, ale trener uczula na to. Miro powiedział, że Czarnogórcy potrafią dojść do celu środkami nie uważanymi powszechnie za normalne. Oplucia, uderzenia, do tego kibice na trybunach, niemalże jakaś dzicz. Butelki rzucone z trybuny. Tam to normalne, tak chcą pomóc swojej drużynie.
Dąbrowski do ostrej gry jest przyzwyczajony. Na zgrupowanie przyjechał z zaszytym czołem. - Podczas meczu z Zagłębiem zostałem przetrącony butem i korek zostawił mi ślad - mówi.
Od lat mówiło się o nim jako o kandydacie do gry w kadrze i solidnym europejskim klubie, ale na razie te zapędy przekreślały kontuzje.
- Od ostatniego zgrupowania rozwinąłem umiejętności, idę do góry. I to powołanie to jest sygnał, że idę w dobrą stronę. Po tych kilku urazach wiem, że takie nieprzerwane kontuzjami granie powoduje postęp. I to jest fajne - mówi.
Czy został mu "uraz w głowie"? - Na pewno była lampka w okresie przygotowawczym. Jak przeciwnik szedł otwartą nogą, to odpuszczałem. Trener zawsze powtarzał, że jak jest kontrolna gra, to trzeba uważać, bo najważniejsze jest zdrowie. Ale w meczu o punkty nie ma kalkulowania. Wtedy wychodzi się z założenia, że urazy są częścią tej gry - zaznacza.