Szymon Mierzyński: Chińczycy szaleją, a piłkarze robią sobie obciach za wielką kasę (komentarz)

PAP/EPA / EPA/DAVID FERNANDEZ  / Carlos Tevez w barwach Boca Juniors
PAP/EPA / EPA/DAVID FERNANDEZ / Carlos Tevez w barwach Boca Juniors

Pieniądze kuszą wszystkich. Mówi się, że im człowiek bogatszy, tym bardziej zachłanny. Gdy jest się gwiazdą światowego futbolu, trzeba mieć jednak trochę zdrowego rozsądku, żeby nie narobić sobie obciachu.

Absurdalnie wysokie oferty z Chin to rzeczywistość, w której żyjemy od jakiegoś czasu, lecz zjawisko to zaczyna przekraczać wszelkie granice, a na myśl o wielkim worku pieniędzy łamią się nawet ci najwięksi, a przede wszystkim coraz młodsi - piłkarze, którzy mogli mieć przed sobą długą grę na wysokim poziomie, ale zamiast tego wybrali emeryturę w wieku np. 25 lat - jak Oscar (aktualnie Szanghaj SIPG).

Kiedyś europejskie gwiazdy wyjeżdżały na futbolową prowincję pod koniec kariery - na dwa, maksymalnie trzy lata przed zawieszeniem butów na kołku, by poznać inny kraj i dorobić do emerytury. To było całkiem normalne i nikogo nie mogło dziwić, zwłaszcza jeśli ktoś taki wygrał przedtem wiele trofeów i jego ambicja była w pełni zaspokojona.

Chińczycy poszli na całość. Pieniędzmi szastają jakby to było konfetti i dziś ponad 200 tys. funtów tygodniówki, czyli zarobki, jakie otrzymuje kilku najlepszych zawodników Manchesteru United, przestało robić wrażenie. Carlos Tevez w Szanghaj Shenhua dostaje co siedem dni 615 tys. funtów. Argentyńczyk ma jednak 32 lata, do absolutnego topu już nie należy i jego można w pewnym stopniu zrozumieć.

Ciekawszy jest przypadek Diego Costy. Snajper Chelsea, dziś jeden z najlepszych napastników w Europie, też dał sobie zawrócić w głowie i mając 28 lat, zapałał chęcią wyjazdu do Azji. Głodem oczywiście nie przymiera, bo w Londynie inkasuje 150 tys. funtów tygodniowo, a Roman Abramowicz był gotów przedłużyć z nim umowę i dorzucić do obecnej pensji jeszcze sporą podwyżkę.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Pewne zwycięstwo i błysk Piotra Zielińskiego. SSC Napoli - Pescara, zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

[/color]

Ktoś w tym miejscu powie, że wytykanie piłkarzom zachłanności jest hipokryzją, bo na ich miejscu każdy zrobiłby to samo. Częściowo można się z takim punktem widzenia zgodzić, ale nie powinniśmy patrzeć na sprawę oczami zwykłego śmiertelnika, zarabiającego średnią krajową. Każdy zawodnik grający w którejś z silnych europejskich lig i tak zarabia znakomicie i mądrze wydając pieniądze, jest w stanie zapewnić swojej rodzinie spokojny byt na kilka pokoleń. Można raczej zadać pytanie po co komuś 600 tys. funtów tygodniowo zamiast 200? Co zamierza zrobić z taką fortuną, że jest gotów przestać uprawiać poważny futbol i zostać emerytem przed trzydziestką? I czy kiedyś - gdy już zawiesi buty na kołek - nie zada sobie pytania, ile mógł osiągnąć, gdyby zamiast żądzy wypychania kieszeni pieniędzmi kierowała nim sportowa ambicja?

Zinedine Zidane, Ronaldo, Zlatan Ibrahimović, Ryan Giggs - kto by ich dziś wspominał, gdyby w wieku 25 lat w pogoni za mamoną wyjechali do Azji? Czasy się zmieniają, nie każdy w przeszłości miał takie pokusy, jakie fundują europejskim piłkarzom Chińczycy. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że futbol ulega coraz większej degeneracji. Absurdalnie wysokie pensje to temat aktualny od wielu lat, jednak do tej pory były one płacone w najlepszych ligach i przez najlepsze kluby. Piłkarze pławili się w luksusie, ale też poziom, na jakim grali był najwyższy.

Chińczycy sami chyba nie wiedzą w jak ślepy zaułek brną. Realizują swoje szalone kaprysy, sieją popłoch na rynku transferowym, ale doprowadzą do tego, że w przyszłości nikt nie zechce przyjechać do ich kraju grać za "normalne" pieniądze - nawet, gdyby miejscowa liga zaczęła cokolwiek znaczyć pod względem sportowym. Każdy piłkarz zażąda więcej niż jest wart i powie: "jemu zapłaciliście tyle, więc dlaczego ja mam dostać mniej?" Szkolenie młodzieży, budowa silnych rozgrywek w oparciu o coraz lepszych własnych zawodników? Nikt w tamtejszych klubach nie stwarza nawet pozorów, że mu na takim rozwoju zależy.

Sami piłkarze, którzy dziś tak gremialnie palą się do wyjazdu, też powinni sobie zdawać sprawę, że u ambitniejszych kolegów wzbudzą uśmiech politowania. Podczas, gdy jedni będą się bić o tytuły w Premier League, Primera Division czy Serie A, mając w zanadrzu jeszcze Ligę Mistrzów, największym wyzwaniem miłośników piłkarskiej egzotyki będzie wzięcie udziału w meczu na szczycie Guangzhou Evergrande - Jiangsu Suning (to mistrz i wicemistrz ligi chińskiej). Brzmi kiepsko, prawda?

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: