Sapela bohaterem Bełchatowa

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że Łukasz Sapela był jedną z wyróżniających się postaci sobotniego spotkania PGE GKS z krakowską Wisłą. To dzięki niemu Bełchatowianie zachowali czyste konto.

Bramkarz PGE GKS przed meczem musiał obawiać się najlepszego snajpera Białej Gwiazdy Pawła Brożka. Takiego scenariusza nikt nie przewidywał: napastnik mistrza Polski musiał jeszcze przed przerwą opuścić boisko z powodu kontuzji, która prawdopodobnie wykluczy go z gry na kilka miesięcy. - Naprawdę nie wiem, co się stało. Nie wiem też, ile będzie trwała przerwa - mówił reprezentant Polski, który doznał urazu właśnie w walce z Łukaszem Sapelą. Obaj wyskoczyli do piłki w polu karnym i obaj chwilę później wylądowali na murawie. - Zauważyłem Brożka więc schowałem kolano, mojej winy w tym jego upadku nie było, po prostu takie rzeczy się zdarzają - tłumaczył golkiper miejscowych. W drugiej połowie to on niemal w pojedynkę powstrzymał Wiślaków.

Do momentu fatalnego urazu Brożka goście powinni byli prowadzić. Najpierw Sapela wspaniale obronił mocny strzał Juniora Diaza z dystansu, a potem wygrał pojedynek sam na sam z Radosławem Sobolewskim. Próbował również Piotr Ćwielong, ale i tym razem lepszy okazał się 27-letni bramkarz. - Wiadomo, że dobry bramkarz musi mieć trochę szczęścia, a dzisiaj akurat ono mi sprzyjało - stwierdził po końcowym gwizdku Sapela. Rzeczywiście w tej tezie jest sporo racji, bowiem to zawodnicy Wisły często po prostu trafiali w środek bramki rywala.

Sapela wystąpił w lidze po raz pierwszy od maja 2008 roku. - Miałem ostatnio sporo pecha, nękały mnie kontuzje. Ale pokazałem, że w piłkę grać nie zapomniałem. Nie czułem żadnej presji, przed meczem trener bramkarzy Zbigniew Robakiewicz powiedział, że niby czym mam się stresować. Zaznaczał: Wrócić na boisko i to jeszcze przeciwko Wiśle Kraków to jest coś. Nie może być lepszego momentu. Miał rację - dodawał wychowanek PGE GKS.

Zawodnik nie ma pewności, czy wystąpi w kolejnym meczu z ŁKS-em Łódź. Wydaje się jednak, że trener Rafał Ulatowski nie ma wątpliwości: - Po dwóch porażkach w lidze, posadziłem na ławce Krzysztofa Kozika nie z powodu, że był słaby. Zmieniając bramkarza szukałem przede wszystkim większej komunikacji pomiędzy linią obrony a bramką. Łukasz, w przeciwieństwie do Krzyśka więcej krzyczy, ustawiając linię defensywną - powiedział szkoleniowiec z Bełchatowa.

Źródło artykułu: