Po zeszłorocznej gehennie i serii wstrząsów, zarówno na polu sportowym (relegacja z I ligi), jak i organizacyjnym (ogłoszenie upadłości), czterokrotny mistrz Polski w błyskawicznym tempie podnosi się z kolan. Zupełnie nowy podmiot sportowy, pod kierownictwem prezesa Marcina Ferdzyna i wiceprezesa Rafała Krakusa, stojących na czele Stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych (RTS) Widzew Łódź, po zimowej rewolucji kadrowej w cuglach wygrali zmagania w łódzkiej czwartej lidze.
Latem klub pozyskał kolejnych nowych zawodników, zwiększając nie tylko rywalizację w zespole, ale też wyraźnie podnosząc jego jakość. Do klubu dołączyli między innymi: strzelający jeszcze kilka lat temu bramki dla ekstraklasowej wówczas Polonii Warszawa Daniel Mąka czy superstrzelec z ligi okręgowej (64 gole w minionym sezonie) Piotr Burski. I to właśnie oni w pierwszych czterech meczach sezonu mieli największy wpływ na wyniki i zdobycz punktową Widzewa Łódź.
Mąka ma już na koncie cztery ligowe gole, a jego bramki dały zwycięstwo ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki (2:0) i Motorem Lubawa (wynik na 2:0 ustalił Adrian Budka, który pamięta czasy Widzewa w piłkarskiej elicie). Czwarty raz bramkarza rywali Mąka pokonał w minioną środę, dając pięknym strzałem w 58. minucie sygnał drużynie do ataku (do przerwy łodzianie niespodziewanie przegrywali z Concordią Elbląg 0:1 po kontrowersyjnym rzucie karnym).
Podopieczni Marcina Płuski do końca walczyli o zwycięstwo i gdy wydawało się, że wynik nie ulegnie już zmianie, w piątej minucie doliczonego czasu gry atomowym uderzeniem w poprzeczkę popisał się Piotr Burski. Jak potwierdziły powtórki, piłka zanim wróciła w pole, wyraźnie odbiła się na ziemi za linią bramkową. Po chwili niepewności i konsternacji widzewiacy oszaleli z radości, ponieważ arbiter boczny bez zawahania zasygnalizował prawidło zdobytą bramkę.
ZOBACZ WIDEO Dziewczyny na medal wróciły do kraju (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Taki mamy zespół, że jak nie idzie to i tak dajemy z siebie serducho, walczymy z pełnym zaangażowaniem do końca i w środę to się opłaciło - przyznał szczęśliwy strzelec, który kilka dni wcześniej zdobył również gola dającego ważne, wyjazdowe zwycięstwo 1:0 z Pelikanem Łowicz.
Kibice Widzewa i obserwatorzy meczu, w czasie środowego szaleństwa od razu przypomnieli sobie pojęcie "widzewskiego charakteru", który był wyznacznikiem zespołu, który najpierw ze Zbigniewem Bońkiem czy śp. Włodzimierzem Smolarkiem odprawiał z kwitkiem europejskie potęgi, a następnie pod wodzą Franciszka Smudy, z kolejnym pokoleniem genialnych piłkarzy w składzie, w pięć minut potrafił wyrwać mistrzostwo Polski Legii Warszawa na jej terenie, czy też wyrzuć z Ligi Mistrzów Broendby IF za sprawą bramki w 89. minucie meczu.
Oczywiście porównywanie obecnego Widzewa do ekip, które brylowały w ekstraklasie i Europie byłoby sporym nadużyciem, ale drużyna Płuski pokazuje charakter i potrafi wykorzystać swoje atuty, do których zaliczyć można: odpowiednią piłkarską jakość, doświadczenie indywidualnych zawodników, ale też bardzo dobre przygotowanie fizyczne. Już wiosną, na czwartoligowych boiskach, widzewiacy śrubowali kolejne rekordy meczów bez porażki czy starty bramki, potwierdzając dobrą dyspozycję.
W tym roku łodzianie zremisowali tylko dwukrotnie (pozostałe mecze wygrali), ale w obu tych przypadkach do końcowych sekund walczyli o zwycięstwo. Wtedy brakowało jeszcze szczęścia lub dokładności, ale woli walki i wiary w końcowy sukces - nigdy. - Zwycięstwo w ostatnich minutach meczu na pewno scala zespół. W poprzedniej rundzie mieliśmy takie starcie z Omegą Kleszczów, kiedy również przegrywaliśmy, ale zdołaliśmy ostatecznie zwyciężyć 2:1 (zwycięską bramkę Widzew zdobył w 79. minucie - przyp. red.). Mam nadzieję, że podążymy teraz tą samą drogą, która zakończy się awansem. - zauważył po środowej wygranej z Concordią Płuska.
Widzew w ostatnich dwóch meczach przeżywał wiele ciężkich chwil, ale ostatecznie zdobył komplet punktów. Klub, który w czasie krótkiej letniej przerwy musiał wkomponować do zespołu wielu nowych zawodników, a nie dysponuje w tej chwili nawet odpowiednim boiskiem treningowym, potrzebuje czasu na adaptację na wyższym szczeblu ligowym, ale dzięki woli walki i charakterowi może ten trudny proces dostosowania przejść suchą stopą.
- Im dłużej chłopcy będą ze sobą grali, tym będzie lepiej. Mam nadzieję, że poprawi się to troszeczkę wizualnie, ale ogólnie jestem zadowolony i wydaje mi się, że kibice też mogą być zadowoleni z początku tego nowego sezonu. - zaznaczył niedawno prezes Ferdzyn, który starał się, wspólnie z zarządem i sztabem szkoleniowym, stworzyć wyrównaną i szeroką kadrą, będącą w stanie wytrzymać trudy długiego sezonu.
Tymczasem już w najbliższą niedzielę łodzian czeka kolejny ważny egzamin. W Tomaszowie Mazowieckim Widzew zmierzy się bowiem z tamtejszą Lechią, która w poprzednim sezonie długo liczyła się w walce o awans do II ligi, a w obecnych rozgrywkach jest jednym z czterech (obok Widzewa, ŁKS Łódź i Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie) zespołem bez porażki. Choć rywalizacja dopiero się rozkręca, zwycięzcę tego meczu będzie można już nieśmiało wymieniać w gronie faworytów do wygrania ligi.