Sandecja dzielnie walczyła z liderem I ligi. "To był mecz na remis"

Stadion w Nowym Sączu nie jest już twierdzą w rundzie wiosennej. 3 punkty wywalczyła tu w 27. kolejce Arka Gdynia, ale nie bez problemów. - Stłamsiliśmy ich w końcówce - zauważył napastnik [tag=2053]Arkadiusz Aleksander[/tag].

Przewaga w posiadaniu piłki, spora liczba okazji strzeleckich to nic, jeśli nie trafia się do siatki. Goście nie zagrali wielkiego meczu, ale zdołali pokonać Łukasza Radlińskiego. Jedynego gola w starciu Sandecji z Arką zdobył Dariusz Formella, wykorzystując podanie Mateusza Szwocha. Wydatnie pomógł w tym obrońca Martin Cseh swoją niefortunną interwencją w polu karnym, próbą wybicia piłki głową. Skorzystał z tego błyskawicznie Szwoch.

- Pierwszą połowę przegraliśmy, a w drugiej staraliśmy się gonić wynik i ta gra bardziej się otworzyła. Nie udało się nam nawet wyrównać, Arka jest poukładanym zespołem i nie bez powodu jest liderem I ligi. Ogólnie był to mecz walki - to opinia pomocnika Sebastiana Szczepańskiego, którego nie przekonywały słowa, że przegrać z liderem I ligi to nie wstyd. - Gra się po to, by wygrać - takie mieliśmy nastawienie. Dlatego też żałujemy, że nie wywalczyliśmy choć punktu.

Drużyna z Gdyni przed przyjazdem do Nowego Sącza mogła pochwalić się wspaniałą serią 12 meczów bez porażki. Na boisku nie było jednak widać dużej różnicy. Sandecja dzielnie stawiała czoła faworytowi.

- Arka wygrała, bo wykorzystała swoją sytuację. Gdybyśmy strzelili bramkę, pewnie byłby remis. Zabrakło nam trochę szczęścia i umiejętności. Mieliśmy kilka rzutów rożnych i wolnych z bocznych sektorów boiska, było dużo zamieszania w polu karnym i w dwóch sytuacjach byliśmy bardzo blisko. Na pewno pozytyw jest taki, że stłamsiliśmy Arkę pod koniec meczu, mieliśmy przewagę. Lider okazał się jednak za mocny i trzeba mu pogratulować - zaznaczył Arkadiusz Aleksander.

36-letni napastnik biało-czarnych miał jedną z dwóch dobrych okazji we wspomnianej końcówce. Kiedy Grzegorz Baran uderzył sprzed pola karnego, Aleksander trącił jeszcze piłkę w polu karnym. Zaskoczony nieco bramkarz Konrad Jałocha zdołał jednak odbić strzał i uratować Arkę Gdynia. Zrobił to również w 73. minucie, gdy Sebastian Szczepański nieprzyjemnie uderzył niemal z linii szesnastego metra. - Szkoda tylko, że Jałocha to obronił - żałował pomocnik Sandecji.

Było blisko, ale w sporcie liczą się bramki. To wynik idzie w świat, więc trener Sandecji Nowy Sącz wypowiadał się dość krytycznie. - Jesteśmy bardzo źli, że trochę na własne życzenie przegraliśmy. Błąd, który się przytrafił nie może się zdarzyć i to nam podcięło skrzydła. Bramka padła w niespodziewanym momencie. Mieliśmy jeszcze dużo minut, by odrobić tę stratę i zespół do tego dążył, stwarzał sytuację. Arka skutecznie się broniła i nie potrafiliśmy tej bramki zdobyć. Szukaliśmy zmian, rozwiązań w ustawieniu, były kolejne sytuacje, ale w drugim meczu z rzędu nie jesteśmy skuteczni. To nie przynosi nam punktów i nad tym ubolewam - skomentował Radosław Mroczkowski.

Biało-czarni rozpoczęli rundę wiosenną wyśmienicie. Przez 6 kolejek byli niepokonani i pojawiły się optymistyczne głosy, że drużyna może zrobić jeszcze większy skok w górę tabeli. Zaczęło się od 14. miejsca i udało się potem ustabilizować na 8-9. pozycji. - Spokojnie, mamy na dziś tylko 6 punktów przewagi nad zespołem, który spada z ligi. Wkładamy zatem głowy pod zimną wodę i myślimy o najbliższych meczach. Pojedziemy do Kluczborka i musimy to spotkanie wygrać - zaznaczył napastnik Arkadiusz Aleksander.

Komentarze (0)