Do obu urazów doszło jeszcze w pierwszej części pojedynku przeciwko Lechii Gdańsk. Zarówno Paweł Widanow, jak i Bartosz Kopacz ucierpieli w powietrznych walkach o piłkę. Urazy nie okazały się poważne i obaj zawodnicy mogli kontynuować grę. Dużo pracy miał za to sztab medyczny Górnika Zabrze.
W trakcie pierwszej połowy lekarz założył Bartoszowi Kopaczowi dwa szwy na rozcięty łuk brwiowy. Z kolei Paweł Widanow do przerwy grał w specjalnym opatrunku na głowie, a w szatni założono mu trzy szwy na głowę. - To wynik starcia z pierwszej połowy. Szybka interwencja doktora i fizjoterapeuty i mogłem kontynuować grę. Taka jest piłka, nie boję się walczyć głową, trzeba rywalizować o te piłki - mówił po meczu Kopacz.
Również bułgarski obrońca szybko zapomniał o bólu. - Poszła centra, wybiłem piłkę i zderzyliśmy się głowami. Poczułem ból, a za chwilę powiedziano mi, że leci mi krew z głowy i musimy obandażować głowę. Wróciłem do gry, a w przerwie doktor Kwiatkowski założył mi trzy szwy. Był ból, ale to nic takiego, to się zdarza w meczu - przyznał Widanow.
Obaj zawodnicy nie doznali żadnych kontuzji i są gotowi do kolejnego ligowego spotkania. W sobotę Górnik Zabrze zmierzy się na wyjeździe z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Początek tego pojedynku zaplanowano na godzinę 15:30.