W lutym 1968 roku Górnik przygotowywał się do dwumeczu z Manchesterem United w ramach 1/4 finału PKME. Kiedy w Polsce zalegał śnieg, drużyna prowadzona przez legendarnego Gezę Kalocsaia budowała formę w... Gruzji. Tam przez dwa tygodnie zabrzanie mieli to, o czym nie mogli nawet marzyć w kraju, tj. suche, dobrze pielęgnowane boiska, na których można było wykonywać z dobrym skutkiem wszystkie ćwiczenia wchodzące w zakres przygotowań do konfrontacji z utytułowanym rywalem.
Na łamach katowickiego Sportu pisano wówczas: "Gospodarze zgrupowania zatroszczyli się również o odpowiednich sparingpartnerów. Tylko w pierwszym meczu przeciwnik Górnika nie reprezentował wysokiej klasy (młodzieżowa drużyna Tbilisi), w trzech następnych przeciwko mistrzowi Polski stanęły silne zespoły ekstraklasy radzieckiej, z ćwierćfinalistą Pucharu Zdobywców Pucharów, Torpedo Moskwa na czele." Wspomniany mecz sparingowy obejrzało w Tbilisi... 60 tysięcy widzów, bowiem tamtejsi kibice chcieli na własne oczy zobaczyć pogromców słynnego Dynama Kijów. Ci, którzy pojawili się na stadionie, nie żałowali, a Górnik wygrał 2:1.
Jak się później okazało, zimowe przygotowania zabrzan nie przyniosły pełnego sukcesu. W pierwszym meczu na słynnym Old Trafford Trójkolorowi przegrali 0:2, ale drugą bramkę stracili dopiero na dwie minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego. Dwa tygodnie później, na Stadionie Śląskim w Chorzowie, Górnik okazał się lepszy od Czerwonych Diabłów, wygrywając 1:0 po golu Włodzimierza Lubańskiego. Do półfinału ostatecznie awansował Manchester, ale o ambitnej postawie piłkarzy z Górnego Śląska mówiło się latami.