Wielki powrót Przemysława Tytonia

AFP / Thomas Kienzle / Na zdjęciu: Przemysław Tytoń
AFP / Thomas Kienzle / Na zdjęciu: Przemysław Tytoń

Polski bramkarz po miesiącach upokorzeń wraca do świata żywych. Dopiero co wybrano go do najgorszej jedenastki rundy jesiennej Bundesligi. Teraz Polak przerywa złą passę i skutecznie broni pozycji pierwszego bramkarza w Stuttgarcie.

W trzech pierwszych meczach sezonu Przemysław Tytoń grał tak źle, że trudno było przypuszczać, iż w całej Bundeslidze znajdzie się bramkarz słabszy od Polaka. Ale z czasem nasz zawodnik zaczął się podnosić i w kilku spotkaniach pokazywał światowy poziom. Nie tylko wrócił do formy, ale też wygrał rywalizację z Mitchellem Langerakiem i stał się jednym z ważnych ogniw klubu z miasta Mercedesa.

"To nie jest mój upadek"

Euro 2012, mecz Polska - Grecja. Wojciech Szczęsny w drugiej połowie schodzi na ławkę z czerwoną kartką, zastępuje go Tytoń. Polak staje się bohaterem narodowym, kiedy zaraz po wejściu na murawę perfekcyjnie broni karnego Jorgosa Karagounisa.


To był chyba najbardziej spektakularny moment tego bramkarza występującego wówczas w PSV Eindhoven. Do tego czasu jego kariera to mieszanka wzlotów i spektakularnych upadków. Zanim dokonał "cudu" w bramce podczas Euro miał miano siódmego gracza ligi holenderskiej, doznał kontuzji barku w swoim najlepszym sezonie w barwach Rody Kerkrade, zaliczył debiut w reprezentacji Polski, przeszedł do klubu sztandarowego koncernu Philipsa, a za chwilę doznał wstrząśnienia mózgu i musiał poddać się długiej rehabilitacji.

Po Euro Tytoń zaliczył bolesny upadek. Dopiero co jego kariera była pasmem sukcesów. I nie chodzi tylko o nagły wzrost notowań zawodnika w oczach polskiej opinii publicznej. Tytoń przecież wygrał też rywalizację w Eindhoven ze świetnym Szwedem Andreasem Isakssonem. Nie zdążył się nagrać, a już za chwilę musiał oddać miejsce między słupkami będącemu uosobieniem przeciętności Boyowi Watermanowi. Tak zdecydował trener Dick Advocaat, który uznał że Tytoń, choć jest znacznie lepszy od rywala na linii i przedpolu (a więc w skrócie, we wszystkim, w czym powinien być lepszy bramkarz), to nie potrafi grać wysoko. Nie jest "ostatnim obrońcą", co w holenderskim futbolu jest niemalże przestępstwem karanym ławką rezerwowych. Przynajmniej w takim klubie jak PSV.

Co innego w Rodzie, która była pod ciągłym ostrzałem. Ten trudny okres został zakończony ciosem w serce. Tytoń na początku 2013 roku znajdował się krok od transferu do hiszpańskiej Sevilli FC , ale w PSV zbyt długo wstrzymywał się z wydaniem decyzji, więc Hiszpanie wybrali Portugalczyka Beto. Ten jest w klubie do dziś, zaś Tytoń musiał szukać innych opcji. Ostatecznie trafił do Hiszpanii. Odbudował się w zespole Elche CF outsidera ligi hiszpańskiej.

"Gigant Tytoń!"

Jego początki w klubie nie należały do najszczęśliwszych. Tytoń w czterech spotkaniach wpuścił 8 goli i w efekcie trafił na ławkę rezerwowych. Kiedy kontuzji uległ jednak Manu Henry, to Tytoń wskoczył na jego miejsce i w tym razem już wykorzystał swoją szansę. Kiedy Henry wrócił z rehabilitacji, Polak nie oddał pola i stał się podstawowym bramkarzem.

"Gigant Tytoń" - krzyczały nagłówki gazet. Elche z Tytoniem na bramce były już pewne utrzymania - już na cztery kolejki przed końcem sezonu miały dwanaście punktów przewagi nad strefą spadkową. Po udanym sezonie w Hiszpanii klub chciał go wykupić. Niespodziewanie okazało się jednak, że Elche zostało karnie zdegradowane z Primera Division z powodu niespłaconych długów, co oznaczało, że na nowego zawodnika nie będzie miał budżetu. W tym samym czasie szukano bramkarza w Stuttgarcie, gdyż Sven Ulreich odszedł do Bayernu Monachium. Okazało się, że ostatecznie na Mercedes-Benz Arena zagra Tytoń, z którym władze podpisały dwuletni kontrakt.

Transfer do Niemiec

- Jestem zadowolony, że będę grał w VfB. To wielki klub ze świetnymi kibicami i ogromnej tradycji. Jestem przekonany, że zaprezentuję się z dobrej strony, co pozwoli mi też nadal być w drużynie narodowej - stwierdził podczas konferencji Tytoń.

Razem z nim, również na pozycję bramkarza przyszedł Mitchell Langerak, który większość sezonu przesiedział na ławce w Dortmundzie. Kiedy Australijczyk doznał kontuzji, szansę na wykazanie się dostał Tytoń. Choć z początku czas na pokazanie swoich największych atutów miał wynosić kilka tygodni, to ostatecznie Tytoń był podstawowym bramkarzem przez całą rundę.

Początkowo, lektura porannej prasy nie należała do jego ulubionych zajęć. 5,4,6,3,3,3 - tak wyglądały noty, które przyznał mu "Bild", największy niemiecki dziennik, za pierwsze występy w barwach Niemiec, gdzie 6 to najniższa z możliwych ocen, a 1 oznacza "klasę światową". Suchej nitki nie pozostawił również na nim serwis Goal.com, który umieścił Polaka w najgorszej jedenastce Bundesligi rundy jesiennej.

- Tytoń przed rozpoczęciem sezonu został pozyskany przez Stuttgart wraz z Mitchellem Langerakiem. Australijczyk doznał poważnej kontuzji, a Tytoń od razu został numerem 1 i szybko zawiódł oczekiwania. Na początku i w środku rundy zaliczył kilka wpadek. Brakowało mu koncentracji, spowodował rzut karny, został ukarany czerwoną kartką i w piętnastu występach skapitulował 29 razy. Dopiero w ostatnich meczach pokazał się z lepszej strony - napisano o Przemysławie Tytoniu, uzasadniając jego nominację.

Odbicie od dna

Cała sytuacja najwyraźniej zmotywowała Polaka i zaczął on poprawiać swoją formę.

- Świetnie się rozwija. Tak też powiedział trener Juergen Kramny, również po ostatnim meczu. Na początku kibice byli rozczarowani, zwłaszcza po meczu z Hoffenheim 3 października, ale teraz w zespole mówią, że cenią go, ponieważ nie jest showmanem, tylko poważnym pracownikiem i dobrym człowiekiem - mówi nam dziennikarz sportowy Thomas Haid z gazety "Stuttgarter Zeitung"

Ale Tytoń robi swoje. W połowie stycznia magazyn "Kicker" ogłosił, że Polak ostatecznie wygrał rywalizację z Australijczykiem, a nasz zawodnik, po złapaniu pewności siebie, wyraźnie odżył.

Tu warto wesprzeć się statystykami. W dwóch pierwszych meczach, z 1.FC Koeln i Hamburger SV rywale w sumie oddali 21 strzałów na bramkę naszego zawodnika, ale ten kapitulował tylko dwukrotnie. Gazety uznały go ważnym aktorem tych starć (noty w "Kickerze" 2, 2). W Eintrachtem Frankfurt puścił już 2 gole, ale jego zespół miał kontrolę nad wynikiem.

W przeddzień Euro 2016 Tytoń daje wyraźny sygnał selekcjonerowi Adamowi Nawałce, że nie akceptuje pozycji w kadrze numer 4 i ma ochotę na wyjazd do Francji.

Zobacz wideo: Artur Jędrzejczyk: Legia mi dała wszystko, teraz czas na mnie

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: