W sobotę w Katowicach zmierzyły się drużyny o wysokich aspiracjach. Zarówno GKS Katowice, jak i Zawisza Bydgoszcz przed sezonem miały walczyć o awans do Ekstraklasy. Ślązacy słabo rozpoczęli rozgrywki, ale w ostatnich meczach notują zwyżkę formy. Z kolei sytuacja bydgoszczan jest diametralnie inna. Po dobrym początku nadszedł kryzys.
GKS Katowice nie przegrał siedmiu ostatnich meczów w I lidze. Cztery z nich wygrał i trzykrotnie dzielił się z rywalami punktami. Dzięki tak dobrej passie GieKSa awansowała na siódmą pozycję w tabeli. - Cały czas chcemy iść do przodu, żeby piąć się w górę tabeli z meczu na mecz. Chcemy inkasować komplety punktów, podtrzymywać zdobycze punktowe i sprawić, że będziemy najwyżej jak tylko się da. Na głębszą analizę rundy i tego, jak wygląda nasza pozycja w tabeli przyjdzie czas po ostatniej kolejce w tym roku - stwierdził Krzysztof Wołkowicz.
Ślązacy po raz kolejny zachowali czyste konto. To czwarty z rzędu mecz, w którym rywale nie pokonali golkipera GKS-u. - Najważniejsze jest to, że zagraliśmy solidnie w obronie. Stare piłkarskie przysłowie mówi, że jak się gra na zero z tyłu, to z przodu coś wpadnie. Znów graliśmy konsekwentnie w destrukcji i znów udało nam się też coś strzelić. Z tego bardzo się cieszymy - przyznał Wołkowicz.
Zawisza w starciu w Katowicach początkowo był zepchnięty do defensywy, ale z biegiem czasu prezentował się coraz lepiej. Nie był jednak w stanie zagrozić bramce GieKSy. - Zawisza niczym nas nie zaskoczył. Rywale nie stworzyli sobie zbyt wielu okazji do zdobycia bramki, ale to jest to konsekwencja tego, że nasz trener ciężko pracuje nad ustawianiem nie tylko z obroną, ale także z pomocnikami i napastnikami. Każdy wie, gdzie ma się przesunąć w danej chwili, jak ma bronić i przynosi to pozytywne efekty - powiedział Wołkowicz.