Artur Boruc doznał naciągnięcia pachwiny już w sobotnim treningu. Utrzymano to jednak w tajemnicy i postanowiono zarządzić zajęcia z fizykoterapeutą. Boruc był nazajutrz gotowy do gry z Aberdeen, kontuzja jednak o sobie przypomniała i w bramce stanąć musiał Mark Brown, a Polaka nie było nawet na ławce rezerwowych.
Zmiennik Boruca wpuścił cztery bramki i nie wykorzystał swojej szansy na pokazanie Gordonowi Strachanowi, że może być alternatywą dla grającego ostatnio w kratkę Boruca. Był za miękki a do tego niezdecydowany. Efekty były tragiczne, choć większą winą za bramki obarczono jednak obrońców, to Brown mógł się lepiej zachować w niektórych sytuacjach.
Wyrozumiały w ocenie występu Browna był Gordon Strachan. - Jest mi przykro z powodu Marka. Z gry nie miał żadnej okazji, by się wykazać, cztery stałe fragmenty gry rywala dały mu cztery gole. Jedyny kontakt z piłką miał, wyciągając ją z siatki - podsumował menedżer The Boys.
Polski bramkarz tymczasem, ma być gotowy do gry już na następne spotkanie w sobotę z Hibernian Edinburgh, w bramce którego wystąpi Grzegorz Szamotulski.