Lewandowski był totalnie wkurzony - choć w tym miejscu bardziej adekwatne byłoby mocniejsze słowo - że Polacy zagrali tak, jak zagrali. Był wściekły. Prawie kipiał. Ale to była dobra, sportowa złość. Zarówno nasz kapitan - ale i my wszyscy przed telewizorami - czuliśmy, że zaprzepaszczenie awansu w tych okolicznościach, na ostatniej prostej, to byłoby nie tylko frajerstwo. To byłoby totalnie niesprawiedliwe.
Futbol jednak, jak powszechnie wiadomo, jest okrutny i nie bierze pod uwagę, że mamy najlepszą reprezentację w ostatnich latach, zespół potrafiący grać ładnie, ofensywnie, technicznie. Przegrani nigdy nie mają racji, o takich historia zapomina. Liczą się tylko zwycięzcy. W niedzielę wieczorem można przejść do historii. Niestety, także do historii pomyłek.
Byłoby czymś niewyobrażalnym, że o awans w barażach musi się starać drużyna, która przez ponad rok tych eliminacji była liderem grupy, która pokonała - po raz pierwszy w dziejach naszej piłki - Niemców (i to jako mistrzów świata!) i która ma w składzie najlepszego - na ten moment, w tych właśnie kilku tygodniach - piłkarza świata.
Ale żeby być uczciwym, trzeba podkreślić, że słabszych ogniw też jest trochę. Klasowa drużyna nie ma prawa zapomnieć o taktyce i stylu gry, jaki sobie przed meczem założyła. Dopóki graliśmy krótkimi podaniami, szanując piłkę, wszystko było pięknie. Gdy tylko zaczęło się nerwowe i niedokładnie granie z pierwszej piłki, notowaliśmy stratę za stratą, a mecz wymknął się nam spod kontroli. Zamiast udowadniać naszą przewagę piłkarską i grać rozsądnie, wdaliśmy się w wymianę ciosów, bijatykę jak z wiejskiej zabawy, chaos i wyścigi chartów. Wiem, że tę drużynę stać na więcej.
A gdy Polacy już przegrywali, komentujący to spotkanie Mateusz Borek zauważył: „Teraz jest czas, żeby Adam Nawałka sięgnął po zawodników ofensywnych”. Spojrzał w kartkę ze składem i wyraźnie stropiony (żałuję, że nie widziałem jego miny) dodał, że są to Sebastian Mila i Artur Sobiech. I wtedy to ja się stropiłem na dobre, a minę miałem na pewno głupią.
- Może to błąd, że nie ma Sławka Peszki i Piotra Zielińskiego - zauważył przytomnie Tomasz Hajto. A ja zastrzygłem uszami, bo do tej pory o błędach Adama Nawałki nie mówiło się na głos. We wszechobecnej PR-owej propagandzie sukcesu część środowiska zatraciła zdolność do dyskusji, byle tylko nie podpaść kadrze, PZPN-owi i prezesowi związku.
Zapanowało ducie w trąbkę sukcesu, a przecież stawianie pytań może wzbogacać i rozwijać tę reprezentację. Bez chamstwa i inwektyw, o piłkę warto się spierać, o piłce warto rozmawiać.
Wierzę w tę drużynę, wierzę w Nawałkę, wierzę w ostateczny sukces. Wierzę w klasę sportową Roberta i umiejętności kilku pozostałych liderów: Fabiańskiego, Glika, Krychowiaka, Milika czy Błaszczykowskiego. Wiem, że Grosicki potrafi zagrać lepiej i wierzę, że Mączyński potrafi zagrać więcej niż jeden mecz na takim poziomie jak w Glasgow.
I jeszcze jeden z cytat z komentarza Hajty, gdy Lewandowski został brutalnie sfaulowany przez Russella Martina: „Taki Martin to powinien Roberta o autograf poprosić, a nie prowokować”.
Święta prawda. Teraz trzeba tylko tak zagrać z Irlandią, żeby chłopaki w zielonych koszulkach przyszli po meczu po autografy. Najlepiej nie tylko od Lewandowskiego.
[b]Dariusz Tuzimek
Robert Lewandowski krok od kolejnego rekordu. Polak potrzebuje gola w meczu z Irlandią
[/b]