Kibice Śląsk Wrocław w czasie meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała przecierali oczy ze zdumienia. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego szybko objęli prowadzenie i wydawało się, że kolejne gole są kwestią czasu. Zielono-biało-czerwoni atakowali, stwarzali sobie sytuacje, ale nie potrafili ulokować futbolówki w siatce.
[ad=rectangle]
W całym meczu wrocławianie trzykrotnie trafili w poprzeczkę bramki Emilijusa Zubasa. To jeszcze nic. Śląsk za sprawą Flavio Paixao nie wykorzystał rzutu karnego. Do tego w jednej z okazji fatalnie zachował się Jacek Kiełb, który zamiast wystawić piłkę koledze z drużyny, strzelał niecelnie z ostrego kąta. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 1:1, co we Wrocławiu przyjęto ze sporym rozczarowaniem.
- Do poprzeczek nie można mieć pretensji. Takie sytuacje jak ta Jacka powinniśmy kończyć bramkami. Mieliśmy groźne i wypracowane akcje. Musimy dalej pracować, żeby być w czołówce. W sobotę straciliśmy dwa punkty, bo zasłużyliśmy na zwycięstwo - mówił po ostatnim gwizdku sędziego szkoleniowiec WKS-u.
Tadeusz Pawłowski przyznał także, że nie będzie wyciągał konsekwencji wobec Flavio Paixao za to, że ten nie wykorzystał "jedenastki". Poza nim, wyznaczeni do jej wykonania byli Tom Hateley i Dudu Paraiba. - Nie strzelają lepsi zawodnicy na całym świecie. Wziął na siebie odpowiedzialność, nie zdobył gola. Takie jest życie. Dalej pracujemy, nad karnymi też. Nie mamy mieć pretensji do Flavio, tylko do siebie samych. Musimy wygrać taki mecz trzema, czterema bramkami - podkreślał trener.
Sami zawodnicy także zdają sobie sprawę z tego, że nieskuteczność jest ich problemem. - Mieliśmy dużo sytuacji, trochę brakowało skuteczności i szczęścia, bo trzykrotnie trafialiśmy w poprzeczkę - skomentował Adam Kokoszka, po którego faulu arbiter odgwizdał rzut karny dla Górali, który wykorzystał Marek Sokołowski.