- Klub nie znajduje się w sytuacji ekonomicznej, zmuszającej do wyprzedaży drużyny. Dlatego, jeżeli któryś z graczy rzeczywiście odejdzie, a myślę, że nie będzie to więcej niż jeden, dwóch zawodników, to za kwotę, pozwalającą na zakup klasowych piłkarzy i wzmocnienie klubowych finansów - powiedział nie tak dawno na łamach Życia Bytomskiego Damian Bartyla.
We wtorek te słowa nabrały nieco innego znaczenia, kiedy zawodnicy nie wyszli na pierwszy po Nowym Roku trening, protestując tym samym wobec zaległości płacowych. Być może będzie i tak, że zobowiązania zostaną uregulowane za kwotę transferową w przypadku sprzedaży któregoś z piłkarzy. A chętnych na graczy Polonii nie brakuje, bo tylko sam Górnik Zabrze interesuje się Marcinem Komorowskim i Mariuszem Przybylskim, a o Rafała Grzyba pytała niemiecka Arminia Bielefeld.
Zmartwiony protestem i ewentualnymi ubytkami musi być trener niebiesko-czerwonych, Marek Motyka. - Gdyby udało się utrzymać stan osobowy z rundy jesiennej i dodać do tego jakieś trzy wzmocnienia, to byłoby super - mówił krótko przed świętami szkoleniowiec bytomian. Dziś już wiadomo, że taki scenariusz raczej nie będzie miał racji bytu.
W Bytomiu w dalszym ciągu z utęsknieniem wypatrują strategicznego sponsora, który poważnie wzmocniłby klubowy budżet. Ten na razie opiera się w głównej mierze na transzach od organizatora ligi z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych do pokazywania meczów ekstraklasy. Sytuacja jest zła, ale nie tragiczna bo zespół wypracował w tym sezonie sporą przewagę punktową nad najgroźniejszymi rywalami w walce o utrzymanie. Prezes niebiesko-czerwonych stara się jednak wyprzedzać fakty. - W przyszłym sezonie do ekstraklasy powrócą drużyny z bardzo dużymi budżetami i będą rywalizowały o czołowe miejsca. Dlatego cały czas trzeba pracować nad podniesieniem budżetu Polonii, bo poprzeczka będzie stawiana coraz wyżej - przewiduje Bartyla.