Pasy odpadły z ćwierćfinału rozgrywek, ulegając II-ligowcowi dwa razy po 0:2. Błękitni są pierwszym od 1996 roku zespołem z trzeciego szczebla rozgrywek, który dotarł aż do półfinału Pucharu Polski.
[ad=rectangle]
Krakowianie mogli liczyć przed rewanżem na odrobienie strat z pierwszego meczu, ale gdy w 30. minucie bramkę dla Błękitnych zdobył Radosław Wiśniewski, marzenia Pasów prysły - w tym momencie drużyna Roberta Podolińskiego potrzebowała strzelenia czterech goli, co okazało się być zadaniem niewykonalnym.
- To były dwa tragiczne mecze, dwa tragiczne wyniki i wszyscy widzieli, jak skończyła się nasza przygoda z Pucharem Polski. Cokolwiek powiemy, będą to tylko zwykłe słowa. Każdy, kto idzie do pracy, idzie z myślą o tym, by pracować porządnie, ale to tylko słowa, które nie zawsze mają pokrycie w życiu - mówi Mateusz Żytko.
Po końcowym gwizdku kibice Cracovii nie zostawili suchej nitki na zespole Podolińskiego. - Piłka jest stworzona dla kibiców, ona ma im sprawiać przyjemność, a my im jej nie daliśmy, więc tylko wyrazili to, co czuli. Kibice mają dość tak słabych meczów w naszym wykonaniu i nie wyobrażają sobie, by w sobotę wyglądało tak samo - tłumaczy Żytko, mając na myśli 189. derby Krakowa z Wisłą: - To najważniejszy mecz sezonu. Piękno sportu jest takie, że nic nie można zakładać przed meczem i choć na dziś wydaje się to niemożliwe, żebyśmy wygrali derby, to wszyscy kochają sport za to, że wszystko jest możliwe. Błękitnym przed początkiem dwumeczu nikt nie dawał szans, a dziś są w półfinale pucharu.
Obrońca Cracovii zapewnia, że Pasy nie zlekceważyły II-ligowca i przypomina, że czasem o tym, w której lidze występuje dany piłkarz, decyduje łut szczęścia: - Trzeba szanować wszystkich zawodników ze wszystkich lig. Żeby być tam, gdzie się jest dziś, trzeba mieć trochę szczęścia, a niektórzy być może go mieli mniej i są niżej od nas, ale to nie znaczy, że nie traktowaliśmy ich poważnie.