Historyczne wydarzenie przy Cichej. Po raz pierwszy w ekstraklasie Ruch Chorzów pokonał na własnym stadionie Podbeskidzie Bielsko-Biała. Podopieczny Leszka Ojrzyńskiego do pojedynku przystąpili m.in. bez lidera środka pola Macieja Iwańskiego czy kontuzjowanego od kilku tygodni Macieja Korzyma.
Nic więc dziwnego, że Górale na stadionie Ruchu początkowo nastawili się na grę z kontry. Po trafieniu Rolanda Gigołajewa Podbeskidzie musiało się odkryć, ale wyraźniejszą przewagę uzyskało dopiero przy stanie 2:0, kiedy z kolei Niebiescy zaczęli więcej uwagi poświęcać grze z tyłu. - Nie mieliśmy zamiaru się tutaj bronić. Szkoda straconych bramek, bo nie musiały one wpaść. Może wszystko ułożyłoby się dla nas inaczej, gdybyśmy szybko strzelili kontaktowego gola - zastanawiał się Bartłomiej Konieczny.
[ad=rectangle]
Po raz pierwszy od momentu odejścia z Ruchu przy Cichej zagrał były bramkarz Niebieskich Michal Pesković. Słowak nie był zadowolony po meczu w Chorzowie. Golkiper miał pretensję do kolegów z pola. - Nie może tak być, że mamy rzut rożny, a po nim rywal wyprowadza akcję i pada gol. Zresztą przy strzale Gigołajewa nie zdążyłem nawet podnieść ręki - przyznał Pesković.
Mimo porażki piłkarze Podbeskidzia przyznawali, że ich cel pozostaje niezmienny - gra w pierwszej ósemce po fazie zasadniczej. Jednak z taką grą jak w Chorzowie może być o to bielszczanom trudno.