- Drużyna Błękitnych Stargard przeszła do historii. Wielkie słowa uznania dla tych fantastycznych stargardzkich piłkarzy, którzy zagrali lepiej niż GKS. Byliśmy lepszą drużyną - powiedział Krzysztof Kapuściński. - Chciałbym podziękować w imieniu zespołu i trenerów, również grup młodzieżowych, prezesowi Zbigniewowi Niemcowi za stworzenie tego wszystkiego tu w Stargardzie. Pracujemy na ten sukces od wielu lat. W Stargardzie masa dzieci trenuje piłkę nożną. Serce się raduje, że my, jako pierwsza drużyna jesteśmy lokomotywą, która napędza to wszystko. Zawodnicy mają swoje piękne chwile - dodał trener czołowego II-ligowca.
[ad=rectangle]
W środę stargardzianie pokonali w 1/8 finału pucharu Polski GKS Tychy 3:2. Gospodarze dwukrotnie musieli odrabiać straty, lecz po trafieniu Bartłomieja Zdunka na stadionie przy ulicy Ceglanej zapanowała euforia. Drużyna świetnie poradziła sobie z presją. Mecz Błękitnych był po raz pierwszy transmitowany w telewizji, a mimo niesprzyjającej pory na trybunach zasiadło 1200 kibiców. - Duża presja towarzyszyła temu pojedynkowi. Bardzo chcieliśmy wygrać. Jesteśmy już ósmą drużyną w Polsce. To wielki sukces stargardzkiej piłki - cieszył się trener zwycięskiej ekipy.
Zespół z Pomorza Zachodniego nie przestraszył się wyżej notowanego rywala i od początku ruszył do ataków. Z rytmu wybiła go na chwilę bramka dla GKS-u strzelona przez Pawła Smółkę. Nawet gol stracony do szatni nie załamał jednak walecznej drużyny, która oprócz tego, że awansowała to zagrała dobry mecz. - Mieliśmy budować naszą grę na skrzydłach. Myślę, że dobrze przygotowaliśmy się do spotkania z GKS-em Tychy. Wiedzieliśmy, jakie mają mocne i słabe strony. Nasze boki dobrze funkcjonowały. To był klucz do zwycięstwa - ocenił trener Biało-Niebieskich.
Małym zaskoczeniem mogła być zmiana z 79. minuty. Boisko opuścił autor pięknego gola z rzutu wolnego, a wszedł na nie Bartłomiej Zdunek. Był to jednak strzał w dziesiątkę, gdyż właśnie ten piłkarz zdobył gola na wagę awansu. - Fadecki przebiegł trochę kilometrów. Poprosił o zmianę. Bartek też miał wejść, ale planowaliśmy trochę inną roszadę w składzie. Szczęście nam dopisało - wyjaśnił Krzysztof Kapuściński.