Powrót z zaświatów - relacja z meczu Legia Warszawa - Śląsk Wrocław

Legia Warszawa w piątkowy wieczór pewnie pokonała Śląsk Wrocław 4:0. Podopieczni Jana Urbana zwycięstwo zapewnili sobie już przed przerwą, bowiem do szatni schodzili z przewagą trzech bramek.

Ten mecz był wyjątkowy. Na zawsze przejdzie do historii stołecznego klubu. Jednak nie z powodu wysokiego zwycięstwa Legii. To nie pierwsza i nie ostatnia taka wygrana. Po tym spotkaniu ma zacząć się przebudowa stadionu przy Łazienkowskiej. Prace rozpoczną się od wyburzenia sławnej trybuny "Żylety". Kibice postanowili postarać się o godne pożegnanie swojego drugiego domu i głośnym dopingiem przez całe spotkanie wspierali swoich ulubieńców.

Jan Urban dokonał kilku korekt w wyjściowej jedenastce. Na ławce mecz rozpoczęli Roger i Miroslav Radovic. Te zmiany przyniosły efekt bo Legia w końcu zagrała bardzo agresywnie i z polotem. Już w pierwszej połowie gospodarze stworzyli sobie kilka szans do zdobycia bramki.

Pierwszą wykorzystali w 10. minucie. Najpierw w słupek uderzył Bartłomiej Grzelak. Co nie udało się jemu udało się Maciejowi Iwańskiemu. Pomocnik warszawskiej drużyny rozegrał znakomite spotkanie. Najpierw sam zdobył gola, a później asystował przy dwóch. Bramkę zdobył mocnym strzałem w długi róg po podaniu z lewej strony.

Goście z Wrocławia nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Jedynie w pierwszej połowie stwarzali zagrożenie pod bramką Legii. Dwa razy byli nawet blisko zdobycia bramki, ale strzały Janusza Gancarczyka czy Krzysztofa Ostrowskiego nie znajdywały drogi do bramki. Śląsk nie ograniczał się jedynie do kontrataków. Konstruował również dobre akcje w ataku pozycyjnym, ale tego dnia to było za mało na Legię.

Warszawscy piłkarze jeszcze przed przerwą zdobyli dwie bramki, które ostatecznie rozstrzygnęły losy tego spotkania. Najpierw po bardzo ładnej akcji do lewej strony zbiegł Iwański. Idealnie podał do Takesure Chinyamy, który potężnym strzałem podwyższył na 2:0. Następnie ponownie "Iwan" - tym razem z rzutu rożnego - dośrodkował wprost na głowę Pance Kumbeva i było po meczu.

Druga połowa nie była już tak okazała, ale również sporo się działo. Tym razem jednak bardziej na trybunach niż na boisku. Wynik spotkania w 69. minucie ustalił Jakub Wawrzyniak, który po składnej akcji przeprowadzonej lewą stroną do spółki z Maciejem Rybusem, pokonał strzałem w długi róg bezradnego tego dnia Jacka Banaszyńskiego.

W tym czasie na trybunach trwało prawdziwe piłkarskie święto, którego przy Łazienkowskiej nie oglądaliśmy od ponad półtora roku i zapewne nie prędko znów zobaczymy. Kibice głośno śpiewali i wspaniale się bawili. Nad ich głowy powędrowały m.in. znane z ubiegłych lat wielkie flagi sektorowe. Klimatu retro dopełnił fakt, że w drugiej połowie zmieniali się prowadzący doping. Kolejno na "gniazdo" wchodzili fani, którzy zachęcali do głośnego dopingu przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Na zakończenie spotkania spora ilość ludzi zabrała do domów stadionowe krzesełka, które do piątkowego wieczoru tworzyły ogromny napis "LEGIA".

Legia zasłużenie wygrała to spotkanie i ucięła wszelkie spekulacje jakoby miała znaleźć się w poważnym kryzysie. Piłkarze w pełni dostosowali się do poziomu kibiców i godnie pożegnali ponad 80 lat historii Stadionu Wojska Polskiego. Przebudowę czas zacząć!

Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 4:0 (3:0)

1:0 - Iwański 10'

2:0 - Chinyama 32'

3:0 - Kumbev 40'

4:0 - Wawrzyniak 69'

Składy:

Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Kumbev, Wawrzyniak, Rocki (78' Radović), Iwański, Vuković, Grzelak (85' Arruabarrena), Rybus, Chinyama (72' Roger).

Śląsk Wrocław: Banaszyński - Wołczek, Celeban, Wójcik, Pawelec, Ostrowski, Łukasiewicz (61' Ulatowski), Mila (67' Sotirović), Dudek, Janusz Gancarczyk, Szewczuk.

Żółta kartka: Vuković (Legia).

Sędzia: Adam Kajzer (Rzeszów).

Widzów: 11 000.

Źródło artykułu: