Maciej Kmita: Piłkarze słabi? Raczej selekcjonerzy

East News / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w dniu prezentacji
East News / Na zdjęciu: Robert Lewandowski w dniu prezentacji

Arsenal - Borussia, Torino, Steaua, Bayer... - to nie lista uczestników Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej 2014/2015, a przynależność klubowa członków bloku obronnego reprezentantów Polski. Słabo?

Arsenal Londyn - Borussia Dortmund, Torino FC, Steaua Bukareszt, Bayer Leverkusen - Borussia Dortmund, Sevilla FC, VfL Wolfsburg, Club Brugge - Ajax Amsterdam, Bayern Monachium - prawda, że robi wrażenie? W takich klubach występują na co dzień reprezentanci Polski, z których Adam Nawałka może ulepić wyjściową "11" na październikowe mecze eliminacji Euro 2016 z Niemcami i Szkocją. Wybiegamy w przyszłość, bo we wrześniowym pojedynku z Gibraltarem nie będzie mógł wystąpić kapitan biało-czerwonych Jakub Błaszczykowski, ale też nad pojedynkiem z debiutującą w rozgrywkach UEFA reprezentacją Gibraltaru nie wypada się nawet szerzej rozwodzić.
[ad=rectangle]

Odszyfrujmy wspomnianą "11": Wojciech Szczęsny - Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Łukasz Szukała, Sebastian Boenisch - Jakub Błaszczykowski, Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich, Waldemar Sobota - Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski. Po "Lewego", który jest królem strzelców Bundesligi, sięgnął właśnie najlepszy aktualnie klub świata, jakim jest Bayern, a na Krychowiaka skusił się zdobywca Ligi Europejskiej. Milik jest najlepszym strzelcem el. MME - skuteczniejszym w tych rozgrywkach nawet nawet od Alvaro Moraty, który właśnie zamienił Real Madryt na Juventus Turyn - i właśnie został podstawowym napastnikiem holenderskiego hegemona Ajaxu Amsterdam.

Piszczek to europejska czołówka na swojej pozycji, Glik jest kapitanem bardzo solidnej drużyny Serie A, a Szukała podporą najlepszego zespołu Rumunii. "Kuba" od wielu sezonów jest podstawowym graczem dwukrotnego mistrza i wicemistrza Niemiec, a Klich poprowadził PEC Zwolle do triumfu w Pucharze Holandii i brylował w lidze, z której Louis van Gaal zaczerpnął aż 10 zawodników do reprezentacji Holandii i zdobył z nimi brązowy medal MŚ 2014. Latem sięgnął po niego 5. klub Bundesligi. Sobota całkiem przyzwoicie radzi sobie z kolei w belgijskiej ekstraklasie.

Po co ta wyliczanka? Żeby skonfrontować reprezentację Polski z ćwierćfinalistami ostatniego mundialu w Brazylii: Kostaryką i Kolumbią. Pierwsza odpadła z MŚ dopiero po rzutach karnych z rewelacyjną Holandią, a druga nieszczęśliwie uległa gospodarzom. Dla obu ekip był to historyczny sukces, jeśli chodzi o start na światowym czempionacie. Wynik, o jakim tylko marzymy od 32 lat.

Wyjściowy skład Kostaryki z meczu 1/4 finału MŚ z Holandią: Levante UD - Rosenborg Trondheim, LD Alajuelense, Columbus Crew - Deportivo Saprissa, Deportivo Saprissa, AIK Sztokholm, PSV Eindhoven, FSV Mainz - FC Kopenhaga, Olympiakos Pireus.

Wyjściowy skład Kolumbii z meczu 1/4 finału MŚ z Brazylią: OGC Nice - SSC Napoli, AC Milan, Atalanta Bergamo, West Ham United - ACF Fiorentina, Elche CF, Inter Mediolan, AS Monaco, Cagliari Calcio - River Plate Buenos Aires.

Prawda, że nie mamy się czego wstydzić? Problem zaczyna się wtedy, gdy porównamy tych, którzy zasiadają na ławkach trenerskich. Kostarykę i Kolumbię prowadzili na mundialu w Brazylii trenerzy-selekcjonerzy-taktycy pełną gębą i wielkie osobowości: Jorge Luis Pinto i Jose Pekerman. Polskę po Leo Beenhakkerze prowadzili natomiast Franciszek Smuda, który ostatnie mistrzostwo Polski zdobył w 1999 roku - 10 lat przed objęciem biało-czerwonych i dwóch szkoleniowców, których największymi trenerskimi sukcesami było to, że w ogóle otrzymali selekcjonerską nominację. Trzech selekcjonerów i każdy z nich o charakterystyce wybitnie klubowej, którzy muszą dłubać przy zespole na co dzień jak żużlowiec przy swojej maszynie, a nie nadający się - co zdążyli już udowodnić - do pracy drużyną narodową.

Jeśli to pokolenie polskich piłkarzy, które dziś stanowi reprezentację Polski, nie zagra choćby na mistrzostwach Europy lub świata, to nie będzie to winą zawodników, tylko w pierwszej kolejności władz - różnych przecież - PZPN, które wybrały takich, a nie innych selekcjonerów, a w drugiej samych selekcjonerów, którzy bez zastanowienia weszli w za duże buty. A cierpią przez to piłkarze i przede wszystkim kibice.

Źródło artykułu: