Po wysokiej porażce z GKS-em Katowice 0:4 piłkarze z Rybnika ulegli Miedzi Legnica. Tym razem zielono-czarni stracili trzy bramki, a mogli więcej. Jednak między słupkami dobrze spisywał się Antonin Bucek. - Gdyby nie bramkarz, byłby blamaż. Na tym powinienem zakończyć moją wypowiedź. Bardzo liczyłem, że zespół po porażce z GieKSą naprawdę pokaże chęć, nawet przy trudnym wyniku. Dla mnie powtórzył się mecz z katowiczanami - dowodzi opiekun śląskiego beniaminka.
W defensywie rybniczan nie mogli wystąpić Marcin Grolik, Szymon Jary i Maxim Potirniche. W starciu z Miedzią urazu doznał Marek Krotofil. - Bałem się o nasz nowy blok obronny. Okazało się, że obrona grała w miarę poprawnie. Zawiedli zawodnicy grający wyżej. Przy trzeciej bramce widziałem siedmiu naszych piłkarzy na środku boiska, a trzech broniło. To jest przykre - denerwuje się Jan Furlepa.
Jego podopieczni mieli okazję strzelić gola, dającego nadzieję na zdobycie punktu. - Mieliśmy stuprocentową sytuację przy wyniku 0:2, by złapać kontakt i rozegrać końcówkę na wielkiej determinacji. Ale tak się nie stało - żałuje 58-letni szkoleniowiec.
Dwie przegrane z rzędu skomplikowały sytuację ROW-u Rybnik, który do bezpiecznego miejsca traci już siedem punktów. - Nie ukrywam, że sytuacja jest bardzo trudna. Już nie będę tłumaczył, że zostało osiem meczów. W tej dyspozycji my i Okocimski jesteśmy skazani na degradację. Tak dalej być nie może. To nie jest drużyna, która powinna przegrywać tak wysoko. Są momenty, że prowadzimy grę; potem następuje małe niepowodzenie i pół zespołu stoi na środku boiska, czekając na wyrok. Czeka mnie bardzo trudna rozmowa z drużyną i zarządem, bo coś musi się stać - puentuje trener Furlepa.