Lech Poznań przeszedł z piekła do nieba. "Mogliśmy wygrać nawet 7:0"

Z piekła do nieba - tak najkrócej można scharakteryzować to co działo się z Lechem w meczach z Pogonią i Piastem. Mateusz Możdżeń przyznał, że efektowna wygrana była jego drużynie potrzebna jak tlen.

- Zwyciężyliśmy w sposób zdecydowany. Były wprawdzie momenty nieco słabszej gry - mam tu na myśli zwłaszcza początek drugiej połowy - ale udało się to przetrwać, a później dokończyliśmy dzieło - powiedział 22-letni piłkarz.

Choć brzmi to nieprawdopodobnie, zwycięstwo 4:0 i tak jest dość skromnym triumfem poznaniaków, gdyż sytuacji stworzyli oni multum. Sam Łukasz Teodorczyk mógł strzelić cztery lub pięć goli, a ostatecznie trafił do siatki tylko raz. - Jeśli chodzi o Łukasza, to w szatni po meczu widziałem jak duże miał do siebie pretensje. To chyba dobrze, bo wie jakie błędy popełnił. Zresztą w treningu tak częste pudła mu się nie zdarzają - dodał Mateusz Możdżeń.

Ekipa Mariusza Rumaka przeszła totalną metamorfozę. Po blamażu w Szczecinie potrafiła efektownie pokonać Piasta. Skąd tak duży kontrast? Czy poznaniacy muszą stanąć pod ścianą, by wyzwolić w sobie maksymalne pokłady energii? - Dużo rozmawialiśmy i też się nad tym zastanawialiśmy. Ja nie chciałbym się silić na daleko idące wnioski, bo w pierwszej połowie starcia z Pogonią nie grałem. Dlatego wolałbym pozostawić ocenę innym. Trudno stwierdzić skąd się wzięła tak duża różnica w naszej postawie w ciągu zaledwie ośmiu dni. Pewnie nawet filozofowie mieliby problem z odpowiedzią na to pytanie - oznajmił 22-letni defensor.

Trzeba też przyznać, że zespół Marcina Brosza nie zmusił Lecha do wielkiego wysiłku, bo zaprezentował się słabiutko. - Muszę się z tym zgodzić. Piast nie zawiesił poprzeczki zbyt wysoko i z tego wynikała duża liczba sytuacji strzeleckich. Gdybyśmy wygrali nie 4:0, a np. 7:0, to nikt nie mógłby mieć pretensji. Postawa gliwiczan to jednak ich problem. My staraliśmy się grać swoje, bo zależało nam na rehabilitacji - zakończył Możdżeń.

Źródło artykułu: