Zimą w Śląsku doszło do bardzo wielu zmian. Właściciele, prezes, trener, kapitan, dyrektor sportowy, skaut, szkoleniowiec rezerw - w klubie z Wrocławia trwa prawdziwa rewolucja. Nie ominęła oczywiście tego co najważniejsze czyli piłkarzy.
Kadrę WKS-u uszczuplono o takich zawodników, jak Mateusz Cetnarski (odszedł do Widzewa), Amir Spahić (rozwiązanie kontraktu), Jakub Więzik (wypożyczenie do Pogoni Siedlce) czy Robert Menzel. Do zespołu rezerw odesłany został także rezerwowy bramkarz, Rafał Gikiewicz. Tych, którzy odeszli, trzeba było kimś zastąpić. - Transferowe okienko zamyka się dopiero z końcem lutego. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze tę drużynę wzmocnić i zwiększyć konkurencję - notorycznie powtarzał Stanislav Levy, którego w klubie już nie ma.
Śląsk przed przerwą zimową zajmował czwarte od końca miejsce w tabeli. Zimą cele drużyny trzeba więc było mocno zweryfikować. Te pierwotnie zakładały, że zielono-biało-czerwoni mają walczyć o mistrzostwo Polski, ewentualnie o udział w europejskich pucharach. Odpadnięcie z Pucharu Polski, a także bardzo niska lokata w tabeli sprawiły, że głównym zadaniem miał być już tylko awans do czołowej ósemki, a potem, kto wie... Po dwóch wiosennych porażkach wcale nie jednak pewne, że i to założenie uda się zrealizować.
Do każdego zadania potrzeba jednak wykonawców. Takimi w zespołach piłkarskich są piłkarze. Skoro więc kilku ze Śląska odeszło, a kadra i tak była zbyt słaba do walki o czołowe lokaty, to drużynę trzeba było wzmocnić.
Jako pierwsi do klubu przyszli pomocnik Tom Hateley i bramkarz Wojciech Pawłowski. Potem dołączył do nich jeszcze Paweł Zieliński z III-ligowej Ślęzy Wrocław, który w klubie z Oporowskiej od dawna był testowany.
Do klubu trafił także Flavio Paixao, który jest Portugalczykiem, ma 29 lat i występuje na pozycji skrzydłowego lub napastnika. Jest bratem bliźniakiem najlepszego strzelca Śląska Wrocław - Marco Paixao. Latem ubiegłego roku pozytywnie przeszedł testy sportowe we wrocławskim klubie, jednak do transferu nie doszło z powodu kłopotów z certyfikatem zawodnika.
W styczniu Flavio Paixao pojawił się ponownie we Wrocławiu i przechodził tym razem testy medyczne, które wypadły pozytywnie. Ostatecznie podpisał kontrakt, który wejdzie w życie 1 lipca. Stanie się tak dlatego, że właśnie wtedy wygaśnie jego umowa z irańskim klubem Tractor Sazi. Portugalczyk od dawna jest jednak w sporze prawnym ze swoim pracodawcą i w związku z tym władze Śląska czynią starania, aby zawodnik mógł zagrać w WKS-ie już w rundzie wiosennej.
Na razie jednak ciągle nie wiadomo kiedy i czy wiosną Flavio Paixao w ogóle będzie mógł zagrać w meczu Śląska Wrocław. W klubie cały czas czekają na decyzję odnośnie tego zawodnika. FIFA ma ją podjąć we wtorek. - Ciągle liczę na ministra Sikorskiego, który jest w Iranie. Może przywiezie zwolnienie dla Flavio - żartował nowy trener brązowych medalistów T-Mobile Ekstraklasy, Tadeusz Pawłowski.
Ten piłkarz pomimo że nie zagrał jeszcze ani jednego oficjalnego spotkania, we Wrocławiu pomału urasta już na zbawcę całego całego Śląska. Wszyscy bardzo czekają na to, aż pojawi się na boiskach T-Mobile Ekstraklasy. Czy rzeczywiście będzie takim wzmocnieniem? Patrząc przez pryzmat tego, jak prezentował się w zimowych sparingach, to tak może być. Portugalczyka bardzo chwalą także koledzy z zespołu. Zimą, Flavio Paixao, był drugim najskuteczniejszym strzelcem WKS-u, zaraz po swoim bracie. A analizując całą karierę obu braci, to Flavio zawsze był wyżej wyceniany. Na razie jednak fani Śląska muszą uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Gdy wydawało się, że zimowe wzmocnienia zakończą się tylko na tych zawodnikach, to klub po meczu z Lechem Poznań ruszył do transferowej ofensywy.
[nextpage]Po przegranej potyczce z Kolejorzem w Śląsku zawrzało. - Każdy widzi, jaka jest sytuacja kadrowa, na pewno nie jest łatwa. Wszyscy widzą, że nie gramy źle, ale nie mamy piłkarzy do grania. Klub musi coś z tym zrobić, musimy pozyskać zawodników, bo to jest duży klub, który nie zasługuje na taką pozycję. Powinni coś z tym zrobić - wypalił bez ogródek Marco Paixao. - Mówiłem, że nasza sytuacja kadrowa nie była najlepsza. Brakowało nam pięciu podstawowych zawodników - dodał Levy.
Klub zareagował błyskawicznie, chociaż zapewne było to wcześniej planowane. W Śląsku na testach pojawili się francuski skrzydłowy Allan Kimbaloula, hiszpański obrońca Juan Calahorro, fiński napastnik Roope Riski i czeski pomocnik Lukas Droppa. Towarzystwo iście międzynarodowe. Już bowiem w meczu z Lechem Poznań Śląsk kończył zaledwie z pięcioma Polakami w składzie.
Riski i Kimbaloula szybko zostali odesłani do domu, a Juanito (Juan Calahorro) został na kolejne dni testów. 22 stycznia Śląsk dokonał rzeczy rzadko spotykanej. Jednego dnia poinformował bowiem o pozyskaniu trzech zawodników. Oficjalne kontrakty z WKS-em popisali Droppa, Robert Pich i Mateusz Machaj. Zwłaszcza ten drugi może okazać się strzałem w dziesiątkę. Słowak ma 25 lat i występuje na obu skrzydłach w linii pomocy lub może grać w ataku. Przez ostatnie cztery sezony był podstawowym zawodnikiem czołowego klubu słowackiej ekstraklasy MSK Żylina, z którym wywalczył mistrzostwo i wicemistrzostwo kraju oraz Puchar Słowacji. W obecnym sezonie w 18 ligowych meczach strzelił siedem bramek i zanotował trzy asysty, a w sześciu spotkaniach kwalifikacyjnych do Ligi Europejskiej zaliczył po trzy gole i asysty. W poprzednim sezonie zanotował w ekstraklasie słowackiej w 33 meczach aż 10 goli i 5 asyst. Dwukrotnie zagrał też z MSK Żylina w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Łącznie w 139 występach w słowackiej Corgon Lidze zdobył 38 bramek i zanotował 14 asyst.
Kilkanaście godzin później, w dniu spotkania z Ruchem Chorzów, umowę parafował i Callahoro. Wszystko tak się jednak potoczyło, że wrocławianie z Niebieskimi przegrali, a późną nocą prace stracił Stanislav Levy. Piłkarzom WKS-u po meczu z Ruchem otworzyły się natomiast usta na temat działań transferowych klubu. - Jeśli chodzi o nowych zawodników, jeszcze nie można z nich było skorzystać w spotkaniu z Ruchem. Musimy pamiętać o tym, że sezon już trwa i ci piłkarze przyjdą do nas w trakcie jego trwania. Nie mogli się z nami zgrać, więc troszeczkę będą potrzebowali czasu. Mam nadzieję, że szybko to zrobią i pomogą nam - komentował były już kapitan WKS-u, Sebastian Mila.
- Ja się z takim czymś nie spotkałem. I pewnie to nie jest żadna nowość dla mnie, ani dla tych wszystkich, co pewnie to widzą, ale muszę zwrócić uwagę, że przechodzimy dosyć trudny okres w klubie. Były zmiany właścicielskie i wiele rzeczy musiało po prostu poczekać. Trafiliśmy na taki moment, więc rozumiem również i tę drugą stronę. Trochę się to odbija teraz na zespole, ale proszę tym nowym właścicielom dać trochę popracować, bo oni mieli trochę do scementowania tego wszystkiego i to jest powód dlaczego tak się dzieje - dodał.
Mila wówczas był kapitanem Śląska i to do niego należało wprowadzanie "nowych" do szatni. Były reprezentant Polski po meczu z Ruchem wyjaśniał, jak należy to zrobić. - To jest trudna robota. Przede wszystkim co najważniejsze, co zawsze na początku staram się robić, to nauczyć ich historii klubu, nauczyć go kochać, szanować i grać dla niego do upadłego. To jest podstawa jaką wprowadzam, jaką ja się nauczyłem poprzez Darka Sztylkę i wcześniejszych chłopaków. To samo zamierzam robić do momentu w którym w tym klubie będę grał. To jest podstawa. Później oczywiście zasady, które funkcjonują w drużynie muszą być zaakceptowane. Mam nadzieję, że będzie się to działo stosunkowo szybko - komentował.
Jak jednak wiadomo, kilkadziesiąt godzin później w klubie był już nowy trener, który wprowadził swoje porządki. Tadeusz Pawłowski kapitanem mianował Marco Paixao.
[nextpage]Przeciętnemu kibicowi piłki nożnej nazwiska sprowadzonych zimą do Śląska zawodników zbyt wiele nie mówią. - Nam też te nazwiska nic nie mówią. Jedynie Mateusz Machaj z Lechii to jest zawodnik znany. Reszta to są piłkarze, który są nam w ogóle nieznani. Trenerowi Levemu widocznie przypasowali i zdecydował, że będą potrzebni drużynie - mówił po spotkaniu z Niebieskimi Tadeusz Socha, wychowanek Śląska.
- Ja nie jestem od tego, żeby jednak to oceniać, to komentować. Wołałbym w takich kwestiach się nie wypowiadać, bo ja jestem od tego, aby grać dla zespołu, dla Śląska Wrocław. Ostatnio to nie wygląda dobrze i wolałbym zostać przy tym, co powinienem robić najlepiej - szybko dodał obrońca.
Nie ma co się temu dziwić, bo jeżeli ktoś nie śledzi ligi czeskiej czy słowackiej, to ewentualnie mogło obić mu się o uszy jedynie nazwisko Picha. Szerzej znany z gry w T-Mobile Ekstraklasie jest jedynie Mateusz Machaj. Picha chwalił nawet Jan Kocian, trener kapitalnie spisującego Ruchu Chorzów. - Na pewno był zawodnikiem, który na swojej pozycji był jednym z lepszych. Ale on przychodzi teraz do nowego klubu, nie wiadomo jak będzie przebiegała aklimatyzacja. Umiejętności na pewno ma spore - wyjaśniał szkoleniowiec.
Swoje dorzucił też Stanislav Levy. - Co do Roberta Picha, to trudno porównywać ligę słowacką z polską. Robert ma duże umiejętności. W każdym sezonie notuje sporo bramek i asyst. Wierzę, że nie będzie potrzebował wiele czasu, żeby się dostosować do polskiej piłki i że będzie dla nas wzmocnieniem - stwierdził Czech.
Kontrowersje budzi jednak to, że nowi do Śląska przyszli tak późno, bo już w trakcie trwania rundy wiosennej. Żaden z czterech ostatnio sprowadzonych zawodników nie przeszedł ze Śląskiem zgrupowania. To pojawia się słowo klucz "zgranie". Pytanie tylko czy dobry piłkarz aż tak potrzebuje podczas kilku sparingów zgrywać się z resztą ekipy? - Nowi zawodnicy przychodzą, ale też nie było ich w okresie przygotowawczym i mamy kilka dni na to, żeby oni weszli do drużyny. Wszyscy w klubie zrobią co się dł, aby było im jak najłatwiej. To nie jest łatwy okres, kiedy nowi piłkarze przychodzą w trakcie sezonu - mówił Adam Kokoszka.
Kolejnym kluczowym zagadnieniem jest to, że nowi zawodnicy do Śląska przyszli za Stanislava Levego. Ten, jak wiadomo, trenerem wrocławian już nie jest. Teraz drużynę WKS-u prowadzi Tadeusz Pawłowski. - Na przełomie roku pożegnaliśmy się z dyrektorem sportowym. Cała akcja zimowa pozyskiwania transferów do Śląska Wrocław oparta była nie tylko wyłącznie o trenera pierwszego zespołu, ale przede wszystkim o cały sztab szkoleniowy. I w pewien dość intensywny, myślę że niespotykany w klubach ekstraklasowych sposób, była oparta również o członków zarządu. My we dwóch razem z prezesem Żelemem byliśmy mocno zaangażowani - oczywiście nie w sposób merytoryczny, bo nie jesteśmy trenerami, ale na pewno ta część transferowa nie jest nam obca i nie zaskoczymy ani trenera Pawłowskiego, ani samych siebie ludźmi, którzy wyjdą na pierwszy trening z trenerem Pawłowskim - odpowiadał wiceprezes Śląska, Marek Drabczyk.
Teraz Śląsk jest już po kilku treningach z Pawłowskim, który szybko wprowadził w klubie nowe porządki. A nowi piłkarze? Mogą być głównymi wygranymi całych roszad na stanowisku pierwszego szkoleniowca. - Problem jest taki, że zawodnik może być w treningu mistrzem świata, a w meczu odwrotnie. Ja nie widziałem ich w grze, tylko w treningu. Mogę tylko to zdradzić, że dwóch z nich wystąpi w pierwszej jedenastce - powiedział Tadeusz Pawłowski nawiązując do najbliższego spotkania Śląska z Cracovią.
Śląsk z drużyną Wojciecha Stawowego zmierzy się już w najbliższy weekend. Wszystkich niesłychanie ciekawi, jaki skład pośle do boju Tadeusz Pawłowski i czy Śląsk po dwóch porażkach w końcu zdobędzie jakieś punkty. Zarówno Cracovia, jak i wrocławianie, wiosną zdecydowanie zawodzą. W WKS-ie trenera już zmieniono, w zespole Pasów na razie zachowują spokój. Niedzielny mecz ze względu na całą otoczkę zapowiada się na jedno z najciekawszych spotkań najbliższej serii gier. Czy w Krakowie "będzie się działo"? A kolejnym przeciwnikiem WKS-u będzie... Legia Warszawa!