Największe gwiazdy Górnika Zabrze zabłysły podczas gali 65-lecia powstania klubu

Blisko cztery godziny trwała jubileuszowa gala zorganizowana z okazji 65-lecia powstania Górnika Zabrze. Wypełniona po brzegi sala zabrzańskiego Domu Muzyki i Tańca przeżyła wieczór pełen wrażeń.

Górnik Zabrze powstał 14 grudnia 1948 roku w wyniku KS "Zjednoczenie", KS "Concordia", KS "Pogoń" i KS "Skra" pod nazwą ZS "Górnik". Przez 65 lat klub z Roosevelta sięgnął po czternaście tytułów mistrza Polski, sześć pucharów i jeden superpuchar kraju, a także zanotował wiele kapitalnych spotkań w europejskich pucharach, mierząc się z największymi światowymi potęgami. Zabrzanie - jako jedyna polska drużyna - grała też w finale Pucharu Zdobywców Pucharów.

Jubileusz klubu fajrować zaczęto w sobotę, kiedy drużyna Ryszarda Wieczorka bezbramkowo zremisowała z Lechią Gdańsk. W niedzielny wieczór z kolei w DMiT w Zabrzu odbyła się wyjątkowa gala. Na widowni zasiadło wiele znamienitych postaci świata polskiej piłki, z selekcjonerem Adamem Nawałką na czele. Nie zabrakło też legendarnych zawodników, trenerów i działaczy zabrzańskiej drużyny.

- Ostatnie wyniki pokazują, że obrana przez Górnika droga jest słuszna. Klub nie byłby jednak w tym miejscu, gdzie obecnie się znajduje, gdyby nie władze miasta w osobie prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik - podkreślił selekcjoner reprezentacji Polski, którego wypowiedź była kilkukrotnie przerywana okrzykami: "Adam, wracaj do Górnika!".

- Wszyscy jesteśmy dumni, że świeci nad nami czternaście gwiazdek. Pragniemy przy tym, żeby niebawem zabłysła kolejna - piętnasta już - gwiazdka. Za rok Górnik zagra na nowym stadionie i wierzymy, że będzie to nowy etap w życiu klubu, kiedy znów będziemy stale równać do najlepszych - dodała Małgorzata Mańka-Szulik.

Galę uświetnił zespół "Skaldowie", który zaśpiewał kilka swoich największych szlagierów. Na zakończenie gali kultowy zespół lat 70. wykonał piosenkę "Górą Górnik" - poświęconą złotej drużynie z Roosevelta.

Górnik łączył pokolenia

65-letnia historia klubu podzielona została podczas gali na trzy etapy. Najpierw na scenie pojawiły się pierwsze ikony śląskiego klubu. Jan Banaś, Zygmunt Anczok, Jan Kowalski, Henryk Latocha, Władysław Szaryński i Stanisław Oślizło - reprezentowali jedenastkę z pamiętnych potyczek z Glasgow Rangers, AS Romą i Man City.

Piłkarze nieco młodszej generacji - schyłku lat 80. - reprezentowani byli przez Józefa Dankowskiego, Marka Majkę, Bogdana Gunię, Marka Piotrowicza, Andrzeja Orzeszka i trenera Marcina Bochynka. - Chciałbym, żeby na gali z okazji 70-lecia Górnika świeciło nam nie czternaście, a piętnaście, szesnaście, a nawet siedemnaście gwiazdek - mówił Gunia, kapitan jedenastki, która w 1988 roku sięgnęła po czternasty w historii klubu tytuł mistrzowski.

Zawodników, którzy reprezentowali w ostatnim dwudziestoleciu reprezentowali z kolei Mieczysław Agafon, Grzegorz Dziuk, Jacek Wiśniewski, Piotr Gierczak, Adam Danch, Paweł Olkowski, Antoni Łukasiewicz i Łukasz Madej.

Każda z grup odebrała z rąk klubowych działaczy puchary imitujące złotą piłkę - w akcie uznania za sukcesy i poświęcenie dla klubowych barw.

Najwybitniejszy piłkarz wszechczasów

W finalnej części jubileuszowej gali wyświetlony został film dokumentalny upamiętniający jednego z najwybitniejszych - a zdaniem wielu - najlepszego polskiego napastnika wszechczasów Ernesta Pohla.

Podczas projekcji legendę drużyny z Roosevelta wspominali koledzy z boiska, a także rodzina najlepszego strzelca w historii polskiej ligi. Z filmu można było się dowiedzieć m.in. że Pohl - będąc wcielony do wojska i realizując służbę poprzez występy w Legii Warszawa - został pozbawiony literki "h" z nazwiska. Po zmianach ustrojowych wrócił jednak do poprzedniego zapisu.

Ponadto dowiedzieć można się było, że legitymujący się świetnym bilansem meczów w barwach narodowych Pohl (46-39) wyleciał z kadry za... piwko zamówione do śniadania po wygranym meczu ze Słowacją.

W dokumencie przedstawiono też trudy, z jakimi zmagać musieli się nawet najwybitniejsi zawodnicy poprzedniego ustroju. Grający przez piętnaście lat zawodowo piłkę Pohl obowiązki piłkarza łączył... z etatem na kopalni. Przerabiał ośmiogodzinną dniówkę "na grubie", po czym szedł na trening. Wolne dostawał tylko w dni meczowe, jeśli te przypadały w sobotę (w wypadku meczów niedzielnych szedł w sobotę do pracy).

Emerytura górnicza i pieniądze zarabiane z racji dodatków za grę w piłkę nie wystarczały na przeżycie. - Kiedy byłem trenerem Górnika przyszedł do mnie Ernest Pohl i powiedział: "Hubert, mi nie starcza do pierwszego" - wspominał Hubert Kostka, legendarny bramkarz i trener zabrzańskiej drużyny.

Potem "Yła" wyjechał do USA, gdzie kopał piłkę w klubach polonijnych. Do tego pracował przy malowaniu pojemników na paliwo. Za przywiezione do Polski dolary kupił sobie samochód. Z oszczędności zebranych za pracę na kopalni i grę w piłkę nie mógłby sobie na taki rarytas pozwolić...

W ślady dziadka poszło pięciu wnuków Pohla - synowie dwóch córek sportowca. Wszyscy oni mieszkają dziś w Niemczech i zaledwie jeden z nich potrafi posługiwać się językiem polskim.

Pohl legitymuje się niedoścignionym bilansem 264 meczów w polskiej lidze i 186 bramkami zdobytymi w barwach Legii (55-43) i Górnika (209-143).

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas!

Na zakończenie imprezy okazjonalne patery na ręce prezesa zabrzańskiego klubu złożyli przedstawiciele PZPN i Ekstraklasy S.A.

Komentarze (0)