22 punkty po dziewiętnastu ligowych kolejkach - to zdecydowanie wynik poniżej oczekiwań wśród kibiców Śląska Wrocław. Brązowi medaliści mistrzostw Polski zawodzą na całej linii i mają ogromne problemy z odnoszeniem zwycięstw. - Mamy kadrę, jaką mamy. Jeśli odejdzie dziesięciu, a przychodzi mniej, to kogoś brakuje. Sobota, Ćwielong, Gikiewicz, Mouloungui czy też Kowalczyk i Jodłowiec dużo nam dali, a teraz ich nie ma. Ale nie szukam alibi, pracujemy z tą kadrą i nie wiadomo, co będzie w styczniu, lutym. Może zostaniemy wzmocnieni? Będziemy o tym rozmawiać z nowym właścicielem i prezesem klubu. Może nie będzie nikogo nowego, może jeden? Gramy do końca rundy, a potem będziemy oceniać nasze możliwości. Na ten moment potrzebny jest czas. Jak będą możliwości, to powiem ilu potrzeba mi zawodników - mówi Stanislav Levy.
Trenerowi WKS-u zwłaszcza brakuje efektywnych skrzydłowych, którzy decydowali o obliczu zespołu. Teraz wrocławianie mają już nawet problemy ze zdobywaniem bramek. - Nasz system był oparty na szybkości, skrzydłach, agresywności w środku pola. Kiedy nam tego zabrakło, musieliśmy poukładać drużynę mając na uwadze to, co ci zawodnicy są w stanie zagrać. Forma, którą mieliśmy na początku rundy, wzięła się z tego, że całe przygotowanie było do Ligi Europejskiej - wyjaśnia szkoleniowiec.
Po odpadnięciu z europejskich rozgrywek Śląsk znów jednak się osłabił. - Oczekiwałem, że w okienku transferowym uda nam się drużynę wzmocnić. Wiadomo było, że grając w 12-13 na końcu rundy nie będziemy mieć tej świeżości, że nie będzie siły kombinacyjnej. Kilka meczów rozegraliśmy bardzo dobrze, chociaż straciliśmy punkty, których nam brakuje. Z drugiej strony tabela jest decydująca dopiero po ostatniej kolejce. To jest najważniejsze - podkreślił Levy.