Mecz Lecha Poznań z Górnikiem Zabrze nie był miłym przeżyciem dla Mariusza Rumaka. Jego podopieczni wygrali co prawda 3:1, ale w pierwszej połowie grali katastrofalnie. Na szkoleniowca poznaniaków najmocniej wpłynęły jednak wulgarne okrzyki skierowane do niego z trybun. Rumak nie wytrzymał ciśnienia i na konferencji prasowej wygłosił tylko krótką ocenę meczu po czym wstał i wyszedł.
Dziennikarze byli zdziwieni i nieco zdenerwowani zachowaniem trenera. - Jeśli Wy byliście lekko zdenerwowani, to proszę to pomnożyć razy kilka tysięcy, a wtedy zobaczycie w jakim stanie była moja głowa - tłumaczy swoje zachowanie Rumak. - Jest taki moment w pracy trenera, gdzie masz 15 minut, aby wejść na konferencję prasową i powiedzieć najważniejsze słowa po meczu, które będą przedrukowane i komentowane. Na końcu jest jeszcze czynnik ludzki. Każdy jest człowiekiem, ma swój kres możliwości i czasami dochodzi do jej granicy. W tym dniu byłem bliski tej granicy
- Proszę tego nie odbierać jako brak zaufania czy obawa przed dziennikarzami. Ja nazwałem to niedyspozycją, co się zdarza człowiekowi. Jeżeli kogoś zdenerwowałem, to nie taki był zamiar. W swoim pokoju zadałem sobie najtrudniejsze pytanie jakie mogło paść z sali konferencyjnej i nie znałem na nie odpowiedzi - kontynuuje Rumak.
Szkoleniowiec Lecha szybko zdał sobie sprawę, że zachował się niewłaściwie i jeszcze w niedzielę wieczorem zadzwonił do kilku dziennikarzy przepraszając za swoje zachowanie. - Po czasie się zreflektowałem, miałem już wtedy inną głowę. Moje zachowanie w żaden sposób nie było wymierzone przeciwko dziennikarzom, kibicom, piłkarzom czy rzecznikowi. Był to czynnik ludzki. Po godzinie głowa zaczęła pracować, a dziś jestem już gotowy, aby wygrać z Miedzią i Ruchem - zakończył Rumak.