Rafał Gikiewicz chciał bronić rzuty karne

Rafał Gikiewicz już raz w głównej mierze przyczynił się do sukcesu Śląska Wrocław na stadionie Legii Warszawa. Tym razem jednak jego koledzy z zespołu nie doprowadzili do konkursu rzutów karnych.

Rafał Gikiewicz ma dobre wspomnienia z meczów na stadionie Legii Warszawa. Nie tak dawno temu dzięki świetnej postawie tego golkipera piłkarze WKS-u wywalczyli w stolicy Superpuchar. Tym razem jednak "Giki" nie miał okazji do wykazania się w konkursie rzutów karnych. - Mieliśmy więcej sytuacji w tym dwumeczu i szkoda, że nie strzeliliśmy tej drugiej bramki. Wisiało to na włosku i wtedy to my rozdawalibyśmy karty. Liczy się jednak to, co wpadło. Przed spotkaniem żartowałem w rozmowie z chłopakami, żeby strzelili dwa gole i zostawili mi rzuty karne. Nie wyszło i jesteśmy na siebie źli. Nie za cały mecz we Wrocławiu, ale za te głupio stracone bramki w tamtym pojedynku - skomentował Gikiewicz. Śląsk w środę wygrał z Legią 1:0, ale to nie wystarczyło, aby zgarnąć trofeum.

Mistrzowie Polski teraz mogą się skupić już tylko na grze w T-Mobile Ekstraklasie. Śląsk jest trzeci w tabeli i ta lokata zagwarantuje zielono-biało-czerwonym start w europejskich pucharach. W ostatniej kolejce sezonu podopieczni Stanislava Levego znów zagrają jednak w Warszawie z Legią. - Nie chcę wybiegać w przyszłość tak daleko, jak do tego meczu z Legią w ostatniej kolejce, bo mamy w najbliższą niedzielę bardzo ważny mecz z Piastem w Gliwicach. Musimy tam wygrać i czym prędzej zapewnić sobie trzecie miejsce w ligowej tabeli - zaznaczył bramkarz, który w ostatnich minutach środowej potyczki nie zdecydował się pobiec w pole karne drużyny z Warszawy. - Nie ciągnęło mnie do przodu, bo chociaż kiedyś grałem w ataku, to prawdopodobieństwo, że piłka trafiłaby mnie w głowę, było znikome. To robota kogo innego, ja chciałem na Legii zachować czyste konto - podsumował Gikiewicz.

Komentarze (0)