Łukasz Chrzanowski: Reprezentacja do szkoły

Pierwszy dzwonek już zabrzmiał. Dzieci nerwowo zbierają się przed klasą. Nie jest dobrze. O ile prace klasowe w ciągu roku wypadały przyzwoicie, to egzaminy końcowe uczniowie zawalali. Pierwszy sprawdzian w nowym roku już oblali. Co będzie dalej?

W tym artykule dowiesz się o:

Jak to się wszystko zaczęło

Zajrzyjmy do kroniki szkolnej. Nasza szkoła po latach posuchy zdecydowała się na zatrudnienie człowieka z zagranicy, który postawi wyniki egzaminów zewnętrznych na nogi. Początek nie był olśniewający, ale z czasem zaczęło się dziać coś dobrego. Wiedza naszych uczniów nie wzrastała, ale uwierzyli oni, że potrafią dobrze przygotować się do poszczególnych sprawdzianów czy prac klasowych. Wyniki, powiedziałbym nawet, zaskakująco dobre. Lokalna społeczność była zachwycona. Akademicki ton nowego dyrektora dodawał wizerunkowi szkoły profesjonalizmu. Przymykano oko na zasadę selekcji uczniów oraz niechęć do stosowania innowacji i nowych rozwiązań. Nie było mowy o krytyce czy dialogu poczynani dyrektora. Boss budował wokół kadry obraz atmosfery sukcesu i ogólnie pojętego szczęścia.

Zaczęły się schody

Im bliżej był termin egzaminu, tym było jednak gorzej. Najpierw było przyjęcie do szkoły o charakterze narodowym ucznia bez polskich korzeni (Roger Perejro). Potem tajemniczy wyjazd w nieprzyjaznych okolicznościach Tomasza Kuszczaka i Jakuba Błaszczykowskiego ze zgrupowania reprezentacji przed EURO. Sam występ już wołał o pomstę do nieba, a wszystkie zarzuty wobec Leo Beenhakkera, które do tej pory były tylko narzekaniami malkontentów, zaczęły być postrzegane jako trafne merytoryczne uwagi.

Nowy rok szkolny

Nowy rok to miało być nowe rozdanie. Społeczeństwo miało już dość repetystów, którzy oblali trzecią wielką imprezę z rzędu. Wymieniono kadrę nauczycielską. Niemal siłą media wymusiły zastosowanie innowacji w postaci Pawła Brożka, który w końcu w kadrze i tak nie zagrał z powodu kontuzji. Pierwszy sprawdzian został oblany. Remis ze Słowenią to porażka. Przy oczywistym deficycie napastników po raz kolejny w domu pozostali Artur Wichniarek i Ireneusz Jeleń. Reprezentacja Polski nie potrafi wygrywać pod wodzą Leo Beenhakkera. Do tego w tej chwili piłkarze reprezentacji nie skoczyliby w ogień za swoim trenerem, co w poprzednich latach pracy Holendra było nie do pomyślenia. W tej chwili coach ma wizerunek bufona, który myśli, że przyjechał do kraju piątego świata, w którym załatwia poprzez powołania dla zawodników jakieś podejrzane menedżerskie interesy. Z każdym dniem wychodzi coraz więcej spraw. Tak jakby nagle świadkowie przestawali się bać i zaczęli zeznawać. Pozycja Leo jest coraz słabsza.

Środki zaradcze nadzoru pedagogicznego

Tylko spokój. Nie można podejmować zbyt pochopnych decyzji. Pewne wnioski będzie można wyciągnąć dopiero po ostatnim w tym roku meczu o punkty. Jeśli styl gry reprezentacji i zdobycze punktowe nie będą satysfakcjonujące, to będzie trzeba pomyśleć nawet o rozwiązaniu ostatecznym. Skrajne sytuacje wymagają skrajnych rozwiązań. Miejmy nadzieję, że selekcjoner nie będzie miał więcej wad niż władz umysłowych do ich poznania.

Komentarze (0)