Były już prezes PZPN dostanie więc dodatkowe 100 tys. zł za dwa miesiące nicnierobienia, tak bowiem skonstruowana została z nim umowa o pracę, którą zawarł, gdy cztery lata temu został wybrany na szefa związku.
Umowa ta podpisana została do końca 2012 roku, bo pierwotnie nowe wybory miały odbyć się w grudniu, ale po interwencji ministerstwa sportu przesunięto je na październik.
- Stara władza umiała zadbać o swoje interesy - komentuje Kazimierz Greń, członek zarządu PZPN.
Źródło: Przegląd Sportowy