Gdy najgroźniejszy rywal Radomiaka do awansu, MKS-u Kutno, zremisował z Mazurem Karczew 1:1, było wiadomo, że Zielonym do pełni szczęścia wystarczał remis. Podopieczni Armina Tomali nie myśleli jednak o takim rozstrzygnięciu i przez całe spotkanie dążyli do zdobycia zwycięskiej bramki. Grali przecież na własnym stadionie, mimo iż gospodarzem starcia byli... lokalni przeciwnicy. Wszystko przez budowę nowego obiektu Broni.
Obie ekipy przede wszystkim nie chciały stracić gola. Tak jak pojedynki derbowe, również i ten przyniosł wiele kontrowersji, dramaturgii i emocji, nie tylko tych czysto sportowych. Najpierw Daniel Ciupiński otrzymał czerwoną kartkę w 35. minucie, po tym jak opluł Andrzeja Wójcika. Ta decyzja sędziego spotkała się z gniewem zawodników i sztabu trenerskiego Broni, w efekcie czego trener Artur Kupiec został odesłany na trybuny.
Piłkarze Radomiaka nie wykorzystali kilku dogodnych okazji. Od 76. minuty grali z przewagą już dwóch zawodników, ponieważ "czerwień" obejrzał Wojciech Gorczyca. Próby Zielonych przyniosły efekt w doliczonym czasie gry, gdy w zamieszaniu w polu karnym największym sprytem wykazał się Marcin Figiel i strzelił zwycięskiego gola.
- W takich okolicznościach remis byłby naszym sukcesem - zauważył szkoleniowiec Broni. Z kolei obecny na trybunach stadionu im. Braci Czachorów Dariusz Dźwigała, prowadzący jeszcze w tym sezonie Radomiaka, powiedział: - Jestem bardzo zadowolony z tego, że trenerowi Tomali udało się osiągnąć to, co zapoczątkowałem. Od kilku sezonów Radomiak walczył o ten awans i w końcu się udało.