Mamy zawsze jeden cel, wygrać mecz - rozmowa z Wojciechem Łobodzińskim, zawodnikiem Wisły Kraków

Po wylosowaniu jednego z największych europejskich klubów w eliminacjach do Ligi Mistrzów, chyba żaden zawodnik Wisły Kraków nie mógł powiedzieć otwarcie, że awans do upragnionej Ligi Mistrzów jest w zasięgu mistrzów Polski. Podobny dystans do meczu z Katalończykami zachowuje pomocnik Białej Gwiazdy Wojciech Łobodziński, który w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl zdradza, że trzeba wierzyć i nie nastawiać się na porażkę z FC Barceloną jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego na Camp Nou.

Maciej Krzyśków: Wisła nie zachwyciła na inaugurację ligi. Potraktowaliście mecz z Polonią ulgowo?

Wojciech Łobodziński: Najważniejsze są trzy punkty, ale czy ulgowo... Polonia walczyła, a nikt w polskiej lidze nie będzie kładł się na ziemi tylko dlatego, że gra z Wisłą Kraków. Trzeba było ten mecz wybiegać.

W środę aż pięć goli zaaplikowaliście Beitarowi i urzekliście swoją postawą kibiców w całej Polsce. Mecz z Polonią to z kolei o wiele gorsza postawa i tylko jeden zdobyty gol.

- Zdobyliśmy gola, tylko jednego, ale wystarczy. Za trzy dni nikt nie będzie pamiętał o tym meczu, bo jest kolejne spotkanie.

Ale przynajmniej Wisła mimo słabszej postawy potrafiła sięgnąć po trzy punkty. Legia i Lech, czyli najgroźniejsi rywale do mistrzowskiego tytułu, punkty pogubili już w pierwszej kolejce

- Nie można mówić o czymkolwiek po pierwszej kolejce. Spotkań jest w sezonie mnóstwo. Dla układu tabeli i dalszej części sezonu na pewno teraz nie ma to żadnego znaczenia. Nas cieszy to, że zdobyliśmy trzy punkty i możemy je sobie już dopisać do naszego dorobku.

Czy już po meczu z Beitarem śniły się panu pojedynki z obrońcami Barcelony – Abidalem czy Puyolem?

- Nie, nie. Nic mi się nie śniło. Powiem szczerze, że nie oglądam zbyt często spotkań FC Barcelony. Nie mam zamiaru się męczyć i myśleć nad tym, przeciwko komu przyjdzie mi za kilka dni występować, bo wtedy wszyscy byśmy się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem na Camp Nou zadręczyli. Czeka nas mecz z jedną z najlepszych drużyn na świecie. Najważniejszy jest w tej chwili spokój.

Nie tylko mecz, ale także niepowtarzalna szans na wpisanie się na stałe do historii polskiej piłki. W przypadku awansu może młodzi adepci futbolu w Polsce nie będą chodzili po ulicach w koszulkach z napisami Messi czy Eto’o, ale Łobodziński czy Brożek?

- Mecz z Barceloną jest wielkim wydarzeniem dla nas, dla każdego piłkarza zresztą. Wygrać z taką drużyną byłoby dla nas wielką niespodzianką. Nie pozostaje nic innego jak walczyć.

Podziela pan stanowisko Marcina Baszczyńskiego, który po wylosowaniu FC Barcelony w eliminacjach do Ligi Mistrzów stwierdził, że wszystko fajnie, wszystko pięknie, ale takie doświadczenie byłoby dla was nobilitacją, ale kilka sezonów temu. Już wystarczająco dużo minęło czasu odkąd ostatnia drużyna z Polski grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a tutaj szanse na awans są naprawdę znikome.

- Jestem tego samego zdania co Marcin. Gdybyśmy wylosowali słabszego przeciwnika, to wtedy szansa na awans byłaby o wiele większa. Los tak sprawił. Widocznie tak miało być. Futbol nie takie niespodzianki pokazywał, że drużyny teoretycznie słabsze potrafiły zdystansować faworytów. Musimy wierzyć i nie zakładać, że na przykład porażka 0:2 to będzie dobry wynik.

Najlepszy przykład do tezy, że faworyt nie zawsze musi wygrywać mieliśmy w środku tygodnia, kiedy FBK Kowno wyeliminowało Glasgow Rangers.

- Chcę się przygotować do tego meczu najlepiej, jak tylko będę potrafił. Oczywiście, że będzie dużo szumu w mediach. Wszyscy będą się na nas patrzyli. Musimy się odłączyć od tego i myśleć racjonalnie.

Najważniejszy cel przed meczem w Barcelonie to strzelić bramkę, nawet kosztem, odpukać, porażki i czekać na rewanż w Krakowie?

- Nie, nie, nie. Nie ma żadnego celu. On jest zawsze jeden - wygrać mecz. Teraz musimy jednak podejść z jeszcze większym szacunkiem do rywala, aby nie zaprzepaścić szansy awansu jeszcze przed rewanżowym spotkaniem.

Komentarze (0)