Radzewicz: Przedłużali i wybili nas z rytmu

Specyficzna taktyka Floty niemal całkowicie sparaliżowała poczynania ofensywne Arki. Podopieczni Petra Nemca wyrwali się z marazmu dopiero w końcówce, lecz zdążyli już tylko uratować się przed porażką. - Goście bronili się cały czas, kładli na murawie i przedłużali - punktował Marcin Radzewicz.

Niepokonana wiosną w lidze Arka przystępowała do meczu z Flotą jako faworyt, z planem minimum - wywalczenie kompletu oczek. Realizowanie zamierzeń w praktyce szło jednak bardzo topornie. Podopieczni Petra Nemca długo nie potrafili zagrozić bramce Artura Melona, a składnych akcji skonstruowali jak na lekarstwo.

- Spodziewaliśmy się takiego obrazu meczu, typowego dla I ligi. Przyjechała Flota, która się cofnęła i cały czas broniła, więc trudno było im coś strzelić. Takie granie jest trudne. O wiele łatwiej walczy się z rywalem, który też dąży do zwycięstwa. Nam dodatkowo zabrakło szczęścia w jednej z sytuacji, gdy zakotłowało się w polu karnym i przy tylu dobitkach powinniśmy zdobyć gola - podsumował Marcin Radzewicz.

Pomysł drużyny Krzysztofa Pawlaka na spotkanie w Gdyni już po kilkunastu minutach zaczął irytować, a nawet rozwścieczać gdynian. Po ostatnim gwizdku można było usłyszeć wręcz, że "Flota symulowała grę w piłkę" oraz "zremisowała na leżąco ze stojącą Arką".

- Takim zachowaniem jak leżenie na murawie czy przedłużanie gry chcieli nas wybić z rytmu, ale to zrozumiałe. Każdy kładzie się na boisku i zyskuje kilkanaście sekund, a wówczas drużyna atakująca ma problem z rozpędzeniem się. Sędzia też nie do końca to dostrzegł. Doliczył do meczu trzy minuty, a powinien z pięć - wskazał zawodnik Arki.

Były reprezentant Polski Marcin Radzewicz występuje w Arce od początku sezonu
Były reprezentant Polski Marcin Radzewicz występuje w Arce od początku sezonu

Mimo przeciętnych wrażeń artystycznych, świnoujścianie byli o krok od wywiezienia z Gdyni sensacyjnego kompletu punktów. Do 88. minuty prowadzili po trafieniu Ensara Arifovicia, lecz w końcówce nie zdołali utrzymać wyniku i gospodarze za sprawą trafienia Janusza Surdykowskiego uratowali oczko.

- Mieliśmy swoje sytuacje, powinniśmy po nich wyjść na prowadzenie. Nie ma jednak powodu do załamywania się. Zremisowaliśmy, nadal mamy swoje szanse na awans. Przed nami jeszcze dziewięć kolejek i nadal wszystko w tej lidze jest możliwe - dodał Radzewicz, który starał się wytłumaczyć również słabszą niż jeszcze niedawno skuteczność gdynian przy stałych fragmentach gry.

- Trener wskazuje, kto za kogo odpowiada w polu karnym oraz kto wykonuje stały fragment z drugiej strony boiska. Następnie na podstawie tych poleceń wyciąga konsekwencje. Wiosną częściej niż ja podchodzi do piłki Piotrek Tomasik i tych goli faktycznie wpada mniej - przyznał.

Źródło artykułu: