W Zabrzu Adam Nawałka pracuje już blisko dwa lata. Przychodził do klubu, kiedy ten był pogrążony w wielokrotnie większym kryzysie, niż znajduje się obecnie. Drużyna grała na zapleczu ekstraklasy, zajmowała na półmetku sezonu miejsce dalekie od walki o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej...
Od pojawienia się przy Roosevelta Nawałki wszystkie problemy znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Górnik zyskał jakość i pewnym krokiem przez całą wiosnę zmierzał do piłkarskiego nieba, ze świetnym zresztą skutkiem. Podczas fety z okazji awansu kibice zdzierali głosy, krzycząc nazwisko głównego architekta sukcesu. Ten był spokojny. - Przed nami gra w nowej lidze, nowe zagrożenia - przestrzegał.
Zagrożenia dla Górnika i Nawałki okazały się niczym. Beniaminek ekstraklasy grał jeden z najciekawszych futboli w lidze. Nie obyło się bez wpadek, ale i tak większy był triumf po zakończeniu sezonu. Zabrzanie byli jedynym zespołem, który dwukrotnie pokonał Wisłę Kraków, który zdeklasował przy Roosevelta Lecha Poznań i Śląsk Wrocław, a grając do końca wyrywał punkty z gardła Legii Warszawa.
Dziś niewielu o tym pamięta. Trybuny stadionu im Ernesta Pohla, choć na meczach ciche, wyją w niebogłosy: - Nawałka won!
To byłby błąd. Wszyscy widzą grę drużyny i łapią się za głowy. Nikt nie pomyśli, że Górnik jest w tym sezonie po prostu kadrowo słaby. Latem z Zabrza odeszło pięciu graczy podstawowej jedenastki. Dwóch z nich szkoleniowiec sam wyrzucił. O ile odejście Mariusza Jopa przeszło bez echa, o tyle medialnie nagłośnione było pożegnanie z Zabrzem Adama Stachowiaka. - To zawodnik, który ma umiejętności na reprezentację Polski, ale mentalnie to poziom B-klasy - mówił Nawałka.
W swojej opinii opiekun Trójkolorowych nie jest zresztą osamotniony. Ryszard Wieczorek, Marcin Brosz, Władysław Żmuda - oni wszyscy z krewkim bramkarzem mieli takie same kłopoty; dużo gadał, ale mało robił.
Latem Górnik osłabił się jak żaden inny klub T-Mobile Ekstraklasy. Co z tego, że Grzegorz Bonin, Robert Jeż i Daniel Sikorski w Polonii nic nie grają? W Zabrzu byli gwiazdami, a wykreował ich nikt inny jak Nawałka.
- Można grać ligę Młodą Ekstraklasą, ale trzeba mieć świadomość, jakie zagrożenia to ze sobą niesie - przestrzegał szkoleniowiec w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl w lipcu tego roku.
Świadomości tej nie mieli najwidoczniej działacze, którzy pozbywając się kluczowych zawodników, ściągnęli w ich miejsce piłkarski szrot. Co tu dużo ukrywać; Kamilowi Szymurze daleko do poziomu ekstraklasy, wiele pracy czeka jeszcze Pawła Olkowskiego, Paweł, a raczej Paul Thomik jest tak samo pożyteczny dla drużyny, jak wiekowe Volkswageny przywożone do Polski z Niemiec na lawetach. O Danielu Gołębiewskim nie ma już co mówić, bo jaki "Gołąb" jest, każdy widzi.
Został jeszcze Arek Milik. Chłopak z wielkim sercem do gry, ale na dziś nie na poziom najwyższej klasy rozgrywkowej. Górnik, grając z Milikiem na szpicy, gra bez napastnika. Przykre, ale taka jest prawda. Prócz meczu we Wrocławiu nie było takiego, w którym 17-latek nie byłby jednym z najsłabszych (jeśli nie najsłabszym) piłkarzem Górnika.
Takich piłkarskich "perełek" jest w Zabrzu więcej. Milik, Wojciech Król, Michał Płonka, Mateusz Mączyński - oni wszyscy mogą za kilka lat stanowić o sile tego zespołu, pod warunkiem, że będą grać. Niegłupi byłby pomysł, gdyby cały kwartet zimą odszedł na wypożyczenie do Radzionkowa. O tym, jak dobrze cidrowscy kowale kują zabrzańskie talenty, świadczy chociażby postawa Łukasza Skorupskiego - jedynego udanego letniego wzmocnienia Górnika.
Tfu, przepraszam! Jest jeszcze Prejuce Nakoulma. Z tym że on wymysłem działaczy nie był. Nawałka, widząc nieporadność swojej drużyny, mordował prezesa, by ten gracza z Burkina Faso ściągnął. Swego dopiął, a śmietankę za najlepszy transfer tego lata spijają działacze z Roosevelta.
Nawałka to na dziś jeden z najlepszych polskich trenerów. Ten kto go zwolni, nie zna się na realiach. Przez lata zbierał on doświadczenie w lidze, potem podpatrywał Leo Beenhakkera jako jego asystent. Górnik ma wielkie szczęście, że ma tego szkoleniowca.
- Toż to bufon, któremu nic nie można powiedzieć, bo wszystko wie najlepiej - mówią w Zabrzu. Taaaaak? To powiedzcie coś Jose Mourinho czy Louisowi van Galowi. Prawda jest jedna. Wielkich trenerów cechuje wielka osobowość. Nawałka nie da sobie w kaszę dmuchać i bardzo dobrze. Szef w szatni musi być jeden!
Choć wielu by chciało, żeby było inaczej, to prawda jest przykra. Atmosfera w Górniku jest dziś nie lepsza od stanu obecnego stadionu w Zabrzu. Kadrowo zespół jest słabszy od tego, jaki trzy lata temu żegnał się z ekstraklasą. Co gorsze, nie tylko słabość piłkarska, a przede wszystkim mentalna jest bolączką tej drużyny. Co tu dużo mówić, z gów.. garncarz garnka nie ulepi.
Dlatego powtórzę raz jeszcze - od Nawałki ręce precz!
marcin.ziach@sportowefakty.pl