Bartosz Bosacki: Nie mam ciśnienia, żeby za wszelką cenę gdzieś grać

Bartosz Bosacki w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego zadeklarował, że prawdopodobnie zakończy piłkarską karierę. Były reprezentant Polski i zawodnik Lecha Poznań zdradził również kulisy rozmów z trenerem Franciszkiem Smudą.

Bartosz Bosacki zadeklarował, że choć chciałby jeszcze pograć w piłkę, to prawdopodobnie zakończy piłkarską karierę. Chciałby grać między innymi dlatego, aby udowodnić Jose Marii Bakero, że umie grać na dobrym poziomie. - Chciałbym jeszcze pograć, bo piłka sprawiała mi przyjemność. Propozycja musiałaby jednak być interesująca. I to nawet nie ze względów finansowych. Bardziej z chęci pokazania jednemu panu, który miał ponoć wielki wpływ na to, że nie jestem już w Lechu Poznań, iż jeszcze umiem grać na dobrym poziomie. Nic jednak na siłę. Zagrałem w końcu tyle spotkań w karierze, że nie można mówić o przypadku. Ja swoją wartość znam i nikt mi nie zabierze tego, co udało się osiągnąć. Najbardziej przykro będzie jednak, jeśli panu Jose Maria Bakero się nie uda i plany, jakie ma, runą w Kolejorzu. Przykro będzie dlatego, że mogłem w tym jeszcze funkcjonować - powiedział dla Przeglądu Sportowego Bosacki.

Były zawodnik Lecha Poznań najpoważniejszą ofertę miał z Warty Poznań. Odrzucił jednak tę propozycję. - Spotkałem się z rodziną Pyżalskich, która rządzi w tym klubie. Odrzuciłem jednak ich ofertę. Wyjaśniłem, dlaczego nie chcę założyć zielonej koszulki. Nawet ostatnio telefonicznie pytali mnie, czy coś się zmieniło. Odpowiedziałem, że nie. Nie mam ciśnienia, żeby za wszelką cenę gdzieś grać i obniżać swój wizerunek - dodał w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

Jak się okazuje, kapitan Lecha miał wiele starć z trenerem Franciszkiem Smudą. Bosacki potwierdza, że Smuda nie lubi zawodników, którzy mają własne zdanie. - Było sporo spięć miedzy nami. Ja zawsze mówię, co myślę. A on nie lubi takich graczy i kilku piłkarzy w ostatnim czasie się o tym przekonało. Nawet miesiąc temu spotkałem selekcjonera w Warszawie. Przy kawie wspominał, jak trzaskał pięścią w stół. Ta ręka go potem nieźle bolała, bo były to naprawdę konkretne uderzenia. Sam przyznawał, że był z niego - jak to nazwał - kawał chama. Ale to jest też taki człowiek, że jak trzeba, to przytuli. Kiedyś mówił mi, że mógłbym być jego synem. Odpowiedziałem mu, że nie chciałbym mieć takiego ojca. Zatargi były, ale wynikające z naszych charakterów. Dzisiaj sobie jednak podajemy ręce i żyjemy dalej - wyjaśnił Bosacki.

Cały wywiad w Przeglądzie Sportowym.

Komentarze (0)