Wiosną zespół prowadzony przez Marcina Sasala i Włodzimierza Gąsiora zainkasował zaledwie 12 punktów, ponosząc aż 9 porażek w 15 meczach. To fatalny bilans, zwłaszcza w kontekście pierwszej rundy, po której w Kielcach marzono nawet o europejskich pucharach.
- Nie ma co ukrywać, że ostatnie pół roku było słabe w naszym wykonaniu. Jeśli chodzi o spotkanie z Lechem, to po prostu nie byliśmy w stanie postawić rywalom skutecznego oporu. Być może z trybun tak to nie wyglądało, ale poznaniacy zagrali naprawdę dobrze i przewyższali nas o klasę. Wynik jest całkowicie zasłużony - podsumował golkiper Korony.
Gdzie tkwi przyczyna tak fatalnej postawy Korony w rundzie wiosennej? - Sami się nad tym zastanawiamy. Trudno powiedzieć, dlaczego w dobrze poukładanym zespole coś pękło i to w krótkim czasie. Każdy z nas będzie szukał odpowiedzi na to pytanie. Na pewno nie jest tak, że nam się nie chce grać, bo pewnie i takie opinie się pojawiają. Wiosną zaprezentowaliśmy tyle, na ile było nas stać. Nie potrafiliśmy niestety wykrzesać z siebie więcej - dodał Zbigniew Małkowski.
33-letni bramkarz zaznaczył, że zespół bardzo przeżywa kiepskie wyniki. - Nie jest nam przyjemnie, że wracamy z wyjazdów z bagażem trzech albo czterech goli. Gdyby ktoś wszedł do naszej szatni, to zobaczyłby same smutne minuty. Trzeba przyznać, że w tej rundzie absolutnie nie mamy się z czego cieszyć.
- Jedynym plusem jest to, że uniknęliśmy spadku. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że nie takie były oczekiwania zarówno nasze, jak i kibiców. Obecny sezon był zupełnie inny niż poprzedni. Wówczas mieliśmy słabą jesień, a wiosną spisywaliśmy się lepiej. Na przestrzeni tych dwóch lat dorobek punktowy zgromadziliśmy dokładnie taki sam, lecz gra, którą demonstrowaliśmy w ostatnim czasie, nie napawa optymizmem - zakończył Małkowski.
Lato przyniesie najpewniej spore zmiany w Kielcach. Trudno spodziewać się, by posadę trenera zachował Włodzimierz Gąsior. W zespole nie będzie też Ediego Andradiny, który odchodzi do Pogoni Szczecin.