Najważniejszy moment rundy - Górnik Zabrze: Październikowa kanonada

Październik miał być dla Górnika miesiącem prawdy. Zabrzańską drużynę czekały cztery arcytrudne spotkania, począwszy od meczu z liderem z Białegostoku, przez starcia z Wisłą, Lechem, na wyjazdowej potyczce z Legią skończywszy. Bilans batalii okazał się być dla beniaminka nadspodziewanie dobry.

W tym artykule dowiesz się o:

Mało kto patrzył z optymizmem na szanse Górnika w domowych starciach z Jagiellonią, Wisłą czy Lechem, o wyjazdowej potyczce z Legią już nie mówiąc. Na domiar złego podopieczni trenera Adama Nawałki przystąpili do starcia z liderem rozbici po klęsce przy Traugutta (1:5 z Lechią). Przeciwko Jadze zabrzanie zagrali jednak dobre zawody i punkt był w zasięgu ręki. Był, bo cenną zdobycz Trójkolorowi dali sobie wydrzeć w końcowych sekundach doliczonego czasu gry.

Pozwoliło to jednak w nieco jaśniejszych barwach patrzeć na nadchodzące pojedynki z wicemistrzem i mistrzem Polski minionego sezonu. - Pokazaliśmy w meczu z Jagiellonią, że jesteśmy drużyną z charakterem i możemy powalczyć z każdym - przekonywał przed meczem z krakowianami bramkarz Górnika, Adam Stachowiak. Mało kto jednak brał słowa golkipera śląskiej jedenastki na poważnie.

A jednak… warto było. Przeciwko Wiśle górnicy zagrali bez kompleksów i dzięki trafieniu Aleksandra Kwieka zdobyli pierwszy od trzynastu lat komplet punktów kosztem Białej Gwiazdy. To jeszcze bardziej rozbudziło apetyty przed meczem z Lechem. Poznańska drużyna do Zabrza przyjechała prosto z Manchesteru, gdzie po niezłym meczu ostatecznie uległa Man City (1:3).

Przy Roosevelta zagrał jednak zupełnie inny Kolejarz. Trudno dziś ocenić czy była to tyle słabość poznaniaków czy siła Górnika. Faktem jednak stało się, że lechici nie oddali na bramkę zabrzan ani jednego celnego strzału. Dwa razy za to trafił Marcin Wodecki i kolejny pretendent wyjechał z Zabrza bez punktów.

Nic więc dziwnego, że mecze ligowym klasykiem z Legią atmosfera w szatni Górnika była bardzo bojowa. - Chcemy się odkuć na Legii za ostatnie porażki i wreszcie przełamać niemoc przy Łazienkowskiej - zapewniał Tomasz Zahorski. Na zwycięstwo nad stołeczną drużyną na jej terenie zabrzanie czekali bowiem dwanaście lat.

Na nowy stadion przy Łazienkowskiej wybiegła ta jedenastka, która tydzień wcześniej rozbiła Lecha i była bliska sprawienia kolejnej sensacji. Przez zdecydowaną większość czasu gry mecz stał na wyrównanym poziomie, a na początku drugiej połowy Górnik objął prowadzenie za sprawą trafienia Daniela Sikorskiego.

Kiedy wydawało się, że pierwszy od lat komplet punktów pojedzie z Warszawy do Zabrza podopieczni trenera Macieja Skorży zaliczyli piorunującą końcówkę i w trzy minuty strzelili dwie bramki pozbawiając zabrzańską jedenastkę złudzeń o jakimkolwiek dorobku punktowym. - W końcówce kibice ponieśli Legię do zwycięstwa. Wydawało się, że tego spotkania nie mamy już prawa przegrać, a jednak przeciwnik zmiótł nas z boiska - do dzisiaj straconej szansy nie może odżałować prezes Łukasz Mazur.

Sześć punktów zdobytych w czterech meczach nikogo raczej na kolana nie powala, ale zważywszy na fakt, iż dorobkiem tym może poszczycić się beniaminek po starciach z pretendentami do mistrzowskiej korony sprawa nabiera zupełnie innych barw. Tym bardziej, że oczek mogło być o cztery więcej. Do remisu z Jagiellonią Górnikowi zabrakło trzynastu sekund, do zwycięstwa w Warszawie nieco ponad dwóch minut. - Odkujemy się na wiosnę - przekonuje kapitan Górnika, Adam Banaś.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści