Po pierwszej połowie przy Bukowej prowadziła Gieksa, która objęła prowadzenie za sprawą trafienia Janusza Dziedzica. - W pierwszych dwudziestu minutach GKS grał naprawdę świetne spotkanie i nie mogliśmy sobie pozwolić na zbyt wiele. W dodatku przeciwnik strzelił bramkę i schodziliśmy do szatni z jednobramkową stratą. Na szczęście w drugiej połowie wzięliśmy się do roboty i myślę, że wygraliśmy w pełni zasłużenie - powiedział po końcowym gwizdku arbitra Jakub Kosecki.
Na boisku nie była widoczna przepaść dzieląca oba zespoły w ligowej tabeli. - Nie wydaje mi się, żebyśmy wyszli na boisko przestraszeni czy sparaliżowani presją, ale fakt faktem początek meczu nam nie wyszedł. Z minuty na minutę się jednak rozkręcaliśmy, bo chcieliśmy z całego serducha wygrać to spotkanie. Wiedzieliśmy, że jest to jeden z najważniejszych meczów w rundzie i zwycięstwo w Katowicach ustawia nas w uprzywilejowanej sytuacji w tabeli - zauważył napastnik łódzkiej drużyny.
Choć "Kosa" w niedzielne popołudnie skierował piłkę do bramki Gieksy nie ukrywał, że katowicki klub darzy dużym sentymentem. - Od najmłodszych lat GKS Katowice, to był klub, który darzyłem dużą sympatią. Drużyna grała zawsze z charakterem, a najbardziej imponowali mi kibice. Cieszę się, że było mi dane zagrać przed tą publiką, bo kibice są naprawdę znakomici. Gieksa od dziecka była "moim" klubem, ale na boisku nie było miejsca na sentymenty. Choć GKS przegrał, jestem pewien, że ta drużyna jeszcze się odnajdzie i spadek na pewno jej nie grozi - przekonuje uzdolniony gracz ŁKS-u.