Bartosz Ślusarski: Ile trzeba strzelić bramek, żeby wygrać u siebie? Cztery?!

Cracovia przegrała piąty mecz z rzędu. Tym razem podopieczni Rafała Ulatowskiego nie sprostali Górnikowi Zabrze w sobotnim spotkaniu 5. kolejki, przegrywając u siebie 2:3. - Ile trzeba strzelić bramek, żeby wygrać u siebie? Cztery?! - pytał retorycznie po końcowym gwizdku Bartosz Ślusarski, który sam nie wykorzystał rzutu karnego.

- Z czego wynika kolejna nasza porażka z rzędu? Jak ktoś sobie przeanalizuje, to powinien wyciągnąć odpowiedni wniosek – z naszej głupoty - komentuje "Ślusarz". - Mówiliśmy sobie przed tym meczem, że musimy zagrać konsekwentnie z tyłu na zero, a jednocześnie ofensywnie, do przodu. Zagraliśmy właściwie na trzech napastników. Mieliśmy bardzo wiele sytuacji do strzelenia bramek - dodaje.

Jedną z nich miał sam Ślusarski. W 69. minucie w polu karnym Górnika został sfaulowany przez Mariusza Jopa i sam chciał zamienić "11" na bramkę, która doprowadziłaby do remisu 3:3. Adam Stachowiak wyczuł jednak jego intencje i obronił strzał z 11. metrów. - Źle uderzyłem, ale każdemu może się to zdarzyć. Tu nie chodzi jednak o "jedenastkę", ale o piąty mecz bez punktów. Kolejny raz ktoś musi popełnić błąd... Mówię o tym, a sam zagrałem do środka przy pierwszej bramce... Kibice pytają: co jest? Co mam im powiedzieć? Nie dziwię się ich frustracji. Sam mam żal o ten rzut karny, bo gdybym strzelił, może byłby remis, a może byśmy wygrali. Co mam powiedzieć? - mówił ze ściśniętym gardłem snajper Pasów.

Po pięciu kolejkach krakowianie mają puste konto punktowe, a do drużyny zajmującej miejsce poza strefą spadkową tracą 4 "oczka". Mało tego, ewentualne zwycięstwo w kolejnym spotkaniu z Lechią Gdańsk nie pozwoli im nawet na opuszczenie ostatniego miejsca w ligowej tabeli.

Komentarze (0)