Szymon Mierzyński: W poniedziałek miałeś spore powody do zadowolenia. Reprezentacja U-20, w której występujesz pokonała we Wronkach Włochy, a tak prestiżowe zwycięstwa nie zdarzają nam się zbyt często...
Wojciech Szczęsny: Po wcześniejszym remisie z Uzbekistanem chyba mało kto spodziewał się, że możemy pokonać Włochów. My jednak wierzyliśmy w swoje możliwości. Byliśmy pewni, że jeśli zachowamy czyste konto, to z przodu coś wpadnie. Tak też się stało. Szybko strzelona bramka znacznie ułatwiła nam zadanie. Dzięki niej mogliśmy zagrać nieco bardziej defensywnie, zwłaszcza że dysponujemy szybkimi zawodnikami i to pozwalało nam na wyprowadzanie kontr.
Jak traktujesz grę w reprezentacji U-20? Czy to jest dla ciebie przepustka do dorosłej kadry? Trener Franciszek Smuda raczej nie słynie z odważnego stawiania na młodych piłkarzy...
- Przede wszystkim gram tam, gdzie jestem powoływany. Nie obrażam się, że nie mogę pracować ze starszymi rocznikami, lecz staram się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Cały czas wierzę, że jeśli będę robił postępy, to w końcu trafię do seniorskiej reprezentacji.
Zastanawiasz się czasem jak daleko masz do pierwszej kadry i kiedy możesz do niej trafić na stałe?
- Nie mam o tym pojęcia. Straciłem już rozeznanie. Wcześniej wydawało mi się, że w meczu z Kanadą zaprezentowałem się nieźle, ale kolejnego powołania już nie dostałem. Dlatego trudno mi cokolwiek przewidzieć.
Ile jest prawdy w tym, że tuż przed zamknięciem letniego okienka transferowego mogłeś ponownie trafić do Brentford?
- Takiego tematu w ogóle nie było. Całe to wypożyczenie to wymysł dziennikarzy.
A jak wygląda teraz twoja sytuacja w Arsenalu?
- Też chciałbym wiedzieć (śmiech). Prawda jest taka, że trener nie puścił mnie na wypożyczenie, a z drugiej strony nie pozwala mi grać. Nie ukrywam, że jestem bardzo zawiedziony takim obrotem sprawy.
Czy w takim razie można powiedzieć, że między tobą a trenerem nie ma nici porozumienia?
- Nie mam problemu z dogadywaniem się ze szkoleniowcem, ale po prostu nie zgadzam się z jego decyzjami. On zresztą dobrze o tym wie. To zwykła sportowa złość. Staram się jednak reagować pozytywnie i swoją pracą udowodnić mu, że jego dotychczasowe decyzje były niesłuszne.
Przed sezonem sporo mówiło się, że Manuel Almunia nie będzie już pierwszym bramkarzem Arsenalu, a między słupkami zastąpi go Łukasz Fabiański. Tymczasem Hiszpan nadal ma się dobrze i regularnie broni...
- Taka jest decyzja trenera, a mi i Łukaszowi nie pozostaje nic innego jak ją zaakceptować. Przecież nie będziemy obrażać się jak dzieci i płakać z tego powodu. Moim zdaniem jest to zły wybór, lecz muszę się skupić na walce o swoje.
Z kim obecnie toczysz bezpośrednią rywalizację? Z Manuelem Almunią czy Łukaszem Fabiańskim?
- Ja stawiam sprawę jasno: chcę być pierwszym bramkarzem Arsenalu i żadna inna pozycja mnie nie interesuje. Albo tym pierwszym bramkarzem zostanę i to w niedługim czasie, albo po prostu będę szukał innego klubu. Jestem w Londynie już dość długo i myślę, że pokazałem na co mnie stać. Tymczasem moja obecna sytuacja jest frustrująca, bo nie pojawiam się nawet na ławce rezerwowych.
Nie brakuje głosów, że jesteś mocniejszy psychicznie niż Łukasz Fabiański i prędzej ty zrobisz karierę w Arsenalu niż on. Jak odbierasz takie opinie?
- Wierzę, że jestem mocniejszy od każdego. Mnie nie da się złamać. Faktycznie można powiedzieć, że psychika jest moją mocną stroną i bardzo mi to pomaga.
Jakim trenerem jest Arsene Wenger? Nie mam tu na myśli jego kwalifikacji, bo te są powszechnie znane. Chodzi mi bardziej o charakter.
- Na pewno jest to wielki profesjonalista i jeden z najlepszych szkoleniowców na świecie. Jeśli ktoś ma jakiś problem, to może się do niego zwrócić i zawsze otrzyma wsparcie. Nasz trener słynie z tego, że lubi młodych zawodników i pomaga im.
W Arsenalu tych młodych piłkarzy jest bardzo wielu. Nie uważasz, że jest to jakiś problem, zwłaszcza w obliczu faktu, że od dobrych kilku lat macie spore problemy ze zdobywaniem trofeów...
- Wypowiem się teraz jako kibic Arsenalu, a nie jego zawodnik. Faktycznie już zbyt długo trwa stan, w którym mówi się o nas jako o młodym i perspektywicznym zespole. Najwyższy czas, by przestać skupiać się na pozyskiwaniu talentów, a pomyśleć o wygraniu jakiegoś pucharu.
Nie jest tak, że patrząc na działania Arsene Wengera, tracisz powoli nadzieję na regularne występy w Arsenalu? Powszechnie wiadomo, że latem trener szukał kolejnego bramkarza i wiele mówiło się, że na Emirates Stadium trafi Mark Schwarzer. Transfer nie został ostatecznie sfinalizowany, ale taka postawa szkoleniowca wiele wyjaśnia...
- Kompletnie się tym nie przejmuję. Uważam, że mogę być najlepszym bramkarzem na świecie. Ktokolwiek przyjdzie do klubu, będę z nim rywalizował. Jeśli trener uważa, że nie jestem jeszcze gotowy do gry w pierwszym składzie, to muszę go po prostu przekonać, że się myli.
Szachtar Donieck, SC Braga, Partizan Belgrad - to rywale Arsenalu w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pecha w losowaniu raczej nie mieliście...
- Jesteśmy klubem, od którego oczekuje się bardzo wiele. Tak naprawdę na kogokolwiek byśmy nie trafili, to musimy wyjść z grupy, nawet jeśli naszym rywalem byłaby np. FC Barcelona. Trzeba wygrywać i nie oglądać się na przeciwników.
Gdyby jakiś polski zespół wszedł do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to każde spotkanie byłoby wielkim wydarzeniem. Jak to wygląda w Arsenalu? Czy ten etap rozgrywek nie jest traktowany jako wstęp do ważniejszych meczów, które zaczną się od 1/8 finału?
- Myślę, że nikt nie traktuje fazy grupowej ulgowo. Dla każdego zawodnika występy w Lidze Mistrzów są czymś nadzwyczajnym. Miałem okazję kilka razy siedzieć na ławce rezerwowych w tych spotkaniach i wiem, jaka atmosfera im towarzyszy. Liga Mistrzów to wielka frajda. Nie zmienia to oczywiście faktu, że wyjście z fazy grupowej jest naszym obowiązkiem.
Jakie są twoje wrażenia po rozpoczęciu nowego sezonu w Premier League? Na razie wszyscy zachwycają się głównie grą Chelsea, która gromi rywali nie tracąc w ogóle bramek.
- Jeśli chodzi o Arsenal, to zainaugurowaliśmy rozgrywki zgodnie z oczekiwaniami. W trzech spotkaniach zanotowaliśmy dwa zwycięstwa i jeden remis. Taki wynik pokazuje, że stać nas na walkę o mistrzostwo. Co do ekipy Chelsea, to jej passa faktycznie jest imponująca, ale nie zapominajmy, że takie serie prędzej czy później się kończą. Teraz chyba nikt w Anglii nie byłby w stanie pokonać The Blues, ale i oni złapią kiedyś kryzys. Naszym zadaniem będzie go wykorzystać.
Ile czasu dajesz sobie na wyjaśnienie swojej sytuacji w Arsenalu? Kiedy ewentualnie mógłbyś odejść do innego klubu, jeśli wypadki nie potoczą się po twojej myśli?
- Został mi jeszcze rok kontraktu i jeżeli w tym czasie nie zobaczę światełka w tunelu, to pomyślę o zmianie pracodawcy. Nie mówię, że muszę od razu zostać pierwszym bramkarzem. Chcę jednak otrzymać jakąś szansę. W przeciwnym wypadku odejdę, zwłaszcza że za rok będę wolnym zawodnikiem, a ofert nie brakuje.
Zdradzisz o jakie kluby chodzi?
- Nie mogę nic ujawnić, bo naraziłbym się na kary finansowe.