Przed meczem menedżer Arsenalu, Arsene Wenger nawiązując do minionych Świąt stwierdził: - Jesteśmy w czasie wielkanocnym, czasie zmartwychwstania. Właśnie to chcemy zrobić na Camp Nou. Tymczasem we wtorkowy wieczór futbolowy bóg nie był przy Kanonierach. Tym razem (który to już raz?!) wspierał Dumę Katalonii w osobie Lionela "Messiasza" Messiego.
Obie drużyny przystąpiły do rewanżu w mocno osłabionych składach. W takich kategoriach należy przecież rozpatrywać absencje Carlosa Puyola, Gerarda Pique i Zlatana Ibrahimivocia w Barcelonie oraz Cesca Fabregasa, Andreja Arszawina i Williama Gallasa w Arsenalu. Arsene Wenger musiał liczyć na cud, żeby w stolicy Katalonii wywalczyć awans do półfinałów. Jego zalążek pojawił się w 18. minucie. Londyńczycy do tej pory niemal nie "powąchali" piłki, która jak po sznurku krążyła między gospodarzami. Wtedy jednak Abu Diaby wykorzystał moment dekoncentracji rywali i ruszył z kontrą sprzed własnego pola karnego. Po drodze stracił piłkę na rzecz Gabriela Milito, ale zdołał mu ją wyłuskać spod nóg i prostopadłym podaniem uruchomić Theo Walcotta. Skrzydłowy Arsenalu w polu karnym przekazał piłkę Nicklasowi Bendtnerowi. Pierwszy strzał Duńczyka sparować zdołał Victor Valdes, ale napastnik gości otrzymał od losu kolejną szansę i wślizgiem wepchnął piłkę do bramki Barcelony.
Trybuny Camp Nou zamilkły, ale tylko na kilkadziesiąt sekund. Stary ład na boisku przywrócił oczywiście Messi. Niesamowity Argentyńczyk wykorzystał to, że Mickael Silvestre... zamiast wybić piłkę, odegrał mu ją pod nogi. Messi skorzystał z prezentu i strzałem z 18 metrów doprowadził do wyrównania. Tym samym olbrzymi udział przy bramkach rywali mieli zmiennicy podstawowych stoperów w obu ekipach - Milito zastępował bowiem Puyola, a Silvestre miał wypełnić lukę po Gallasie.
W 37. minucie z kolei dał gospodarzom prowadzenie, zachowując się najprzytomniej w polu karnym Arsenalu po dośrodkowaniu Pedro Busquetsa z lewej flanki. Jeszcze przed przerwą Messi zdołał skompletować hat-tricka (trzeciego w ciągu miesiąca!) - Eric Abidal wypuścił go w bój jeszcze z własnej połowy, a Messi z zimną krwią przelobował wychodzącego z bramki Manuela Almunię. Majstersztyk! Tym trafieniem reprezentant Argentyny wyprzedził Rivaldo w generalnej klasyfikacji strzelców Barcelony w Lidze Mistrzów.
Po przerwie londyńczycy próbowali jedynie obronić swój honor i z powodzeniem udawało im się uniknąć straty kolejnych bramek. Aż do 88. minuty, kiedy Messi na raty, ale po raz kolejny pokonał Almunię. W tej sytuacji bohater meczu trzykrotnie w ciągu kilkunastu sekund uderzył na bramkę rywali, by ostatecznie strzałem między nogami Almunii skierować piłkę do ich siatki.
W półfinale dojdzie do powtórki spotkań z fazy grupowej między Barceloną, a Interem Mediolan. Jesienią w pierwszym meczu rozegranym na San Siro padł remis 0:0, a w rewanżu na Camp Nou Duma Katalonii wygrała 2:0.
Trener Interu, Jose Mourinho przyznał kiedyś, że czuje się Jezusem Chrystusem futbolu ze względu na brak zrozumienia swojego otoczenia. Wobec formy Messi'asza z Barcelony w walce o finał Ligi Mistrzów może więc dojść do konfliktu interesów...
***
FC Barcelona - Arsenal Londyn 4:1 (3:1)
0:1 - Bendtner 18'
1:1 - Messi 21'
2:1 - Messi 37'
3:1 - Messi 42'
4:1 - Messi 88'
Pierwszy mecz: 2:2, awans: FC Barcelona
Składy:
FC Barcelona: Victor Valdes - Daniel Alves, Marquez, Gabriel Milito, Abidal (53' Maxwell) - Xavi, Busquets, Keita, Pedro (86' Iniesta) - Messi, Bojan (56' Toure).
Arsenal Londyn: Almunia - Sagna, Vermaelen, Silvestre (63' Eboue), Clichy - Denilson, Nasri, Diaby - Walcott, Bendtner, Rosicky (73' Eduardo).
Żółte kartki: Denilson, Rosicky, Eboue (Arsenal).
Sędzia: Wolfgang Stark (Niemcy).