To jeden z najciekawszych ruchów w tym okienku transferowym. Legia Warszawa zdecydowała się ściągnąć Ilję Szkuryna - wicekróla strzelców PKO Ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Białorusin zasłynął także z powodu odważnej deklaracji, w której sprzeciwił się dyktatorowi.
Słowa, które naznaczyły jego karierę
9 sierpnia 2020 roku Alaksandr Łukaszenka ogłasza, że wygrał wybory, choć niezależne wyniki z poszczególnych komisji wskazują, że zwyciężyła Swiatłana Cichanouska. Rozpoczynają się potężne protesty, które zostają brutalne stłumione przez dyktatora. Pojawiają się represje, a służby biją manifestujących.
W takiej sytuacji Szkuryn decyduje się na gest, który nie spodobał się reżimowi. "Odmawiam reprezentowania kadry, dopóki reżim Łukaszenki obowiązuje. Niech żyje Białoruś" - pisze na portalu społecznościowym Instagram.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hiszpańscy kibice oszaleli na punkcie Pajor
- To był głośny przypadek w kraju - mówi WP SportoweFakty Paweł Łatuszka, zastępca przewodniczącej Gabinetu Przejściowego Białorusi.
Łatuszka mówi, że po takiej deklaracji nad piłkarzem grającym w tamtym czasie w CSKA Moskwa zebrały się czarne chmury. - Szkuryn był zmuszony wyjechać do Gruzji, a w 2021 trafił na wypożyczenie do Ukrainy - tłumaczy jeden z najważniejszych białoruskich opozycjonistów.
Kariera 20-letniego wtedy sportowca mogła zostać całkowicie zniszczona. W Rosji (grał w Moskwie) groziła mu deportacja do kraju rządzonego przez Łukaszenkę. Szef Białoruskiego Związku Piłki Nożnej Władimir Bażanow zaczął otwarcie w mediach szantażować Szkuryna. Chciał wezwać go na rozmowę.
- Już wtedy wiedzieliśmy, że Bażanow próbował szantażować Ilję wojskiem. Jeden z trenerów młodzieżowej kadry Białorusi powiedział nam wprost, że jeśli Szkuryn przyjedzie do kraju, to go wezmą do wojska - opowiedział agent zawodnika Walerij Isajew dla Sport24.
Szkuryn został wtedy wypożyczony do Dynama Kijów, jednak i tam nie zaznał spokoju. Po rozpoczęciu wojny zdecydował się na wyjazd do Polski, ale pojawiły się kłopoty z legalnością jego wjazdu. Wtedy dostał wsparcie od Gabinetu Przejściowego Białorusi.
- Po napaści Rosji pomagaliśmy mu później uciec do Polski ze wsparciem waszego konsula, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni Polakom - opowiada Łatuszka. Dwa dni po rozpoczęciu wojny Szkuryn został wypożyczony do Rakowa Częstochowa.
Bez powrotu
Mimo nacisków Szkuryn nie zmienił swojego stanowiska. Dalej wspiera białoruską opozycję, dlatego też nie ma wstępu do swojego kraju. Groziłoby to po prostu wieloletnim więzieniem.
- Jest przedstawicielem Wolnych Sportowców Białorusi, czyli stowarzyszenia sportowców, którzy zaprotestowali przeciwko zbrodniom reżimu Łukaszenki. Podpadli za to w ogromne represje. Ponad 30 z 1400 więźniów politycznych w kraju to przedstawiciele środowiska sportowego - opowiada Łatuszka.
Reżim Łukaszenki nie wybacza tym, którzy otwarcie przeciwko niemu protestują. Doskonale pokazuje to przypadek byłej wielkiej mistrzyni.
- Szkuryna mógłby spotkać podobny los co Natalię Nowożyłową, byłą mistrzynię ZSRR, która prowadziła popularny program w telewizji. Ona dopiero zostanie niedługo skazana za udział w protestach w 2020 roku, pięć lat po nich - tłumaczy jeden z kluczowych białoruskich opozycjonistów.
Podkreśla przy tym, że sport w Białorusi znajduje się pod kontrolą dyktatora i jego rodziny. Najstarszy syn, a przy okazji generał, Wiktor Łukaszenka jest prezesem Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego, a młodszy Dimitrij pełni funkcję szefa prezydenckiego klubu sportowego. Przeciwko wszystkim osobom, które postawią się rządowi, uruchamia się gigantyczny aparat represji.
- Szkuryn podobnie jak inni, którzy wystąpili przeciwko reżimowi, znikają z przestrzeni publicznej albo są pokazywani jako zdrajcy ojczyzny. Każdy, kto opowiada się przeciwko Łukaszence, jest traktowany jakby wystąpił przeciwko państwu - przyznaje nasz rozmówca.
Białoruś pięć lat po protestach
Alaksandr Łukaszenka zdecydował się na dość zaskakujący ruch. Przyspieszył "wybory" o kilka miesięcy. Parodia wolnych wyborów odbyła się 26 stycznia. Dyktator nie miał w nich realnej konkurencji, a jedyni kandydaci dopuszczeni do wyborów otwarcie wspierali Łukaszenkę. Oficjalnie zwyciężył z poparciem 87,5 proc., ale wyniki były sfałszowane. Głosowanie poprzedziły aresztowania przeciwników politycznych.
- On mógł sobie wpisać każdą liczbę w wynikach. Łukaszenka to dyktator, który uzurpuje władzę i stosuje przemoc. Przyśpieszył wybory, bo chciał brać udział w rozmowach pokojowych w sprawie Ukrainy. On chcę też odzyskać podmiotowość i żeby społeczeństwo zapomniało o protestach po sfałszowanych w wyborach w 2020 roku - opowiada jeden z liderów opozycji.
Jednak czy pięć lat po protestach istnieje szansa na demokratyzację Białorusi? Łatuszka mówi, że tak. Jednocześnie dostrzega rolę Zachodu, który powinien otwarcie wesprzeć opozycję.
- Społeczeństwo białoruskie jest inne niż rosyjskie. Większość chce demokracji, końca rządów Łukaszenki i nie chce, żeby Białoruś brała udział w wojnie. Trzeba wspierać Białorusinów, którzy znajdują się pod ogromną presją propagandową Moskwy. Jeśli stracimy umysły Białorusinów, to zmiany nie nastąpią szybko. To ważne dla bezpieczeństwa całej Europy - kończy Paweł Łatuszka.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty